czwartek, 12 czerwca 2014

16. Harry Styles' princess is kidnapped.

*Laura*
Otworzyłam powoli zaspane oczy. Bolała mnie głowa, więc nie podnosiłam się zbyt szybko. Przesunęłam dłońmi po pościeli, byłam sama, a Sebastiana już od dawna tam nie było. Pościel była zimna.
- Sebastian? - zawołałam lekko zachrypniętym głosem podnosząc się na łokciach.
Cisza.
- By cię szlag...
Spojrzałam na telefon.
- Wyłączony? - zdziwiłam się, ponieważ niedawno ładowałam baterię. Przytrzymałam chwilę przycisk.
"Wpisz PIN, masz 3 próby"
- CO? ... - przyglądałam się telefonowi z otwartymi oczami - SEBASTIAN!!!! - warknęłam zła na cały pokój. Ten cholerny czterooki ustawił mi pin na telefon.
W jakim on pokoju jest? Nie pamiętam... podrapałam się po głowie.
Wstałam lekko obolała i powędrowałam pod prysznic.
- Już ja ci pokażę...

Ubrałam się dość schludnie, wyprostowałam włosy i część upięłam z tyłu głowy. Założyłam ciemne okulary przeciwsłoneczne i skierowałam się po cichu do wyjścia z hotelu zostawiając telefon w pokoju. Po co mi telefon, skoro nie znam hasła PIN do niego?
- Gdyby Sebastian Miller pytał o mnie, proszę powiedzieć, że wyszłam pozwiedzać.
Mężczyzna w recepcji kiwnął twierdząco głową.
- Dobrze, panno Williams.
Szłam chodnikiem i nie przejmując się spojrzeniami.
- Oh, przepraszam - powiedziała jakaś kobieta o zniewalających perfumach po trąceniu mnie ramieniem.
- W porządku... - szepnęłam patrząc w przeciwnym kierunku, mimo to czułam, że chwilę mi się przyglądała.
Poszłam dalej... wstąpiłam do kilku sklepów na małe zakupy i wychodząc z kolejnego nagle z piskiem opon zatrzymała się czarna furgonetka z przyciemnianymi szybami, wyskoczyło z nich czterech mocno zbudowanych facetów z kominiarkami na głowach.
Uśmiechnęłam się głupio myśląc, że kręcą jakiś teledysk, albo film... ale okazało się, że podbiegli w moją stronę i złapali pod ręce.
- Laura Williams? - spytał jeden, gdy nawet nie zdążyłam zrobić kroku w tył.
- Hej, puść! - krzyknęłam rozzłoszczona, gdy jeden zabrał mi zakupy, a pozostałych trzech mocowało się ze mną, żeby wciągnąć mnie siłą do samochodu. Związali mi ręce z tyłu za plecami.
Ludzie patrzyli z niedowierzaniem, a dwie czy trzy osoby nagrywały całe zdarzenie zamiast mi pomóc.
- Współpracuj z nami to nic ci się nie stanie - powiedział jeden schylając mi głowę i wpychając do furgonetki.
- Laura?! - zobaczyłam Harrego i miałam ochotę po prostu zapaść się pod ziemię - co tu się dzieje?! - spytał ściągając tym całą uwagę na siebie.
- No pięknie - warknęłam pod nosem, gdy zamknęli drzwi i założyli mi coś chyba na kształt worka na głowę.
Poczułam znów te zniewalające perfumy, a potem było tylko silne uderzenie w tył głowy.
...
CIEMNOŚĆ.

- Wstajemy, księżniczko.
Kobiecy głos wyrwał mnie z sennego azylu.
- Moje ramię... - bąknęłam pod nosem czując, że leżę na zimnej i brudnej podłodze w jakiejś... piwnicy, w której śmierdziało stęchlizną.
Rozejrzałam się dookoła. Było ciemno i tylko nade mną świeciła się samotna żarówka. W oddali widziałam zarys siedzącej kobiety i tylko czasem żar papierosa.
- Długo się nie widziałyśmy, Lauro.
Poznałam ten głos.
- Juliet... - syknęłam przez zęby - dzięki za tak miłe powitanie, naprawdę. Jestem zachwycona.
Patrzyłam wściekle na jej buty od Jeffrey'a Campbell'a.
- Oh, chciałam się z tobą tylko przywitać, tak długo nie rozmawiałyśmy... a wiem, że nie porozmawiałabyś ze mną w żadnej kawiarni czy też u mnie w hotelu.
- Oh... - spróbowałam się niezdarnie podnieść i usiąść na tyłku - naprawdę doceniam, ale po co cała ta szopka?
- Dwa słowa... - mruknęła cicho, choć wiedziałam, że się uśmiecha.
- Niech zgadnę...
- Harry Styles.
- Ohh... więc o loczka ci chodzi - zadumałam się chwilę - myślałam, że to coś innego.
- Zerwij z nim.
- Oh, Juliet... wiesz ile razy to już słyszałam? - wzruszyłam ramionami w ogóle nie przejmując się jadowitością w jej ostatniej wypowiedzi.
Wstała i podeszła w stronę światła.
Idealna sylwetka, szczupłe choć bardzo kobiece nogi, kształtna pupa i biust, a na dodatek idealne wcięcie w talii. Wszystko to, podkreślone idealnie dopasowaną czerwoną sukienką.
- Moja kochana Lauro... - pochyliła się nade mną, a jej ciemnobrązowe, lekko pofalowane włosy musnęły moją twarz - tak wiele dla ciebie robię, a ty nie chcesz posłuchać swojej starszej siostrzyczki?
Rzuciłam jej wściekłe spojrzenie... spojrzałam w brązowe prawie, że czarne ze złości tęczówki.
- Nie jesteśmy prawdziwym rodzeństwem.
- Ranisz moje serduszko... - jęknęła ujmując mój podbródek palcami z idealnie zadbanymi paznokciami pomalowanymi na intensywną czerwień pod kolor sukienki i szminki. Jej spojrzenie było smutne. - Zasmucasz mnie, Lauro... a ja tyle uczuć staram się okazać tobie...
- Juliet, od kiedy przez porwanie okazuje się uczucia? - rozejrzałam się dookoła - w dodatku przy twojej majętności, umieszczając mnie w jakiejś zatęchłej piwnicy i krępując mi ręce?
- Ah, Lauro... Lauro... LAURO.
Puściła mnie i przespacerowała się dookoła z rękami skrzyżowanymi pod dużym biustem.
Jeśli chodzi o jej ciało, to była idealna w każdym calu.
- Co z moimi zakupami? - spytałam, a Juliet zatrzymała się za moimi plecami.
- Nie martw się, są całe i nienaruszone.
Zaśmiała się.
- Dobra, pośmiałaś się, zaspokoiłaś swoje sadystyczne zachcianki... a teraz mnie wypuść, przecież nie ucieknę ci, skoro chciałaś tylko porozmawiać.
- Oh Lauro... myślisz, że cię nie znam?
- Wtedy miałam 15 lat, to było oczywiste, że ucieknę, gdy głodziłaś mnie 2 dni w podobnych warunkach.
- Wcale nie głodziłam... to ty nie chciałaś jeść.
- Dziwisz się? Wiesz, że mam uczulenie na owoce morza... nie zamierzałam być twoim królikiem doświadczalnym!
- Oh, nie krzycz tak... dobrze wiesz, że jestem lekarzem i pomogłabym ci.
- Co na to twój mąż?
- Justin? Oh, jest w delegacji gdzieś na Bahamach, nie wiem... nie obchodzi mnie to - wzruszyła ramionami i poszła po małe pudełeczko.
- Co to? - spytałam, gdy otworzyła je i wyciągnęła z niej jakąś strzykawkę.
Cofnęłam się z przerażeniem.
- Nie bój się, to tylko insulina. Wciąż leczysz się na cukrzycę, prawda?
- Jakoś nie chce mi się wierzyć, że to insulina.
- Moja mała Lauro... wiesz, że zdałam egzamin na anestezjologa?
- Gratulacje... - bąknęłam pod nosem i zmarszczyłam brwi - ale nie chcę tego dostać... cokolwiek to jest.
- To insulina - powiedziała znów, tym razem twardo i złapała mnie mocno za przedramię - nie będzie bolało... - szepnęła z uśmiechem, który przyprawiał mnie o gęsią skórkę...
- Kłamiesz.
- Oh, Lauro... - uśmiechnęła się do mnie sztucznie.
- Insulinę drobnocząsteczkową nie podaje się dożylnie i nie w takich ilościach.
- Bystrzak... - przegryzła dolną wargę ust i wbiła mi igłę w żyłę. Zacisnęłam mocno powieki z bólu.
- Co to...? - szepnęłam przez zaciśnięte zęby.
- Pośpisz chwilę.
Dotknęła mojego policzka i pocałowała lekko w usta, gdy mnie zaczynało się robić ciemno przed oczami.
- Juliet... pożałujesz tego kiedyś.

... i odpłynęłam, znowu.

*Harry*
- Co się stało? - spytała Gemma widząc mnie roztrzęsionego.
- Porwali ją...
- Kogo?
- Laurę!
- Co? - Gemm uniosła wysoko brwi.
- Widziałem jak ją porwali!
- Kto ją porwał? - patrzyła na mnie z niedowierzaniem, zupełnie tak jakbym powiedział jej, że jechałem dziś na jednorożcu po podwójnej tęczy.
- Nie wiem kim oni byli! Było czterech facetów, wsadzili ją do samochodu i odjechali czarną furgonetką.
- A nie kręcili jakiegoś filmu? Nie jest czasem aktorką?
- Jest aktorką, ale to na pewno nie był film...
- Uspokój się...
- Uspokój się?! Ja mam się uspokoić!? Widziałem już filmiki w sieci!
- Czy ona cię czasem nie rzuciła i przespała się ze swoim managerem?
- Mógł mnie wkręcić, a poza tym... nie zerwaliśmy ze sobą - posłałem chłodne spojrzenie siostrze.
- Okaay... wyluzuj.
- Jesteś za spokojna... - kręciłem się tam i z powrotem po pokoju.
- Nie lubię jej, więc nie przejmuję się tym. Poza tym... nic jej nie będzie.
- Halo...? - odebrałem połączenie od zastrzeżonego numeru.
- Tutaj Sebastian Miller, manager Laury Williams.
- Czy ty-...
- Mam nadzieję, że Laura jest u ciebie?
- Nie... nie ma jej, ale widziałem jak-...
- Nie żartuj sobie ze mnie chłopcze.
- Porwali ją.
- Niby kto?
- Nie wiem! - krzyknąłem nie dowierzając jego spokojnemu głosowi - widziałem tylko jak wciągają ją do czarnego auta...
- Juliet... - zasyczał lodowatym głosem do słuchawki, a mnie aż ciarki przeszły po całym ciele.
- Sebastian...?
- Nie ważne.
Rozłączył się.
- Halo? - spojrzałem na telefon - No chyba zaraz mnie rozniesie!
- Uspokój się, bo zaraz jajo zniesiesz! - krzyknęła rozzłoszczona Gemma - Wkurzasz mnie już!
- Gemm... po prostu martwię się o nią.
- Ona cię tylko wykorzystuje - wstała i podeszła do mnie - jeśli się nie ogarniesz, przestanę się do ciebie odzywać.
- Ale Gemm-...
- Koniec - wzięła swoją torebkę i skierowała się do wyjścia - jak ochłoniesz to daj znać, ja za ten czas pozałatwiam kilka spraw i wrócę.
- Pewnie, zostaw mnie z tym samego, żebym oszalał! - krzyknąłem, gdy zamknęła drzwi za sobą. Usiadłem na podłodze i zacząłem liczyć od stu do zera.

*Sebastian*
- Halooo? - kokieteryjny głos rozbrzmiał mi w słuchawce.
- Oddaj mi Laurę.
- Oh, ciebie również miło słyszeć, Sebastianie.
- Mamy dziś w grafiku dużo do zrobienia, a nie mogę tego przenieść na inny termin!
- Uspokój się... tak dawno nie widziałam się z moją siostrzyczką, a ty psujesz nam ten uroczy moment...
- Ona ciebie unika jak owoców morza!
- Ahh... Bastianie, Bastianie... jesteś jej managerem od zaledwie kilku miesięcy, a dość sporo o niej wiesz, to podejrzane...
- Byłem jej opiekunem odkąd zaczęłaś się nad nią znęcać, ciesz się, że jej ojciec nic o tym nie wie. - powiedziałem lodowatym głosem, lecz Juliet zdawała się w ogóle tym nie przejmować.
- Bastianie, mamy tyle samo lat, a tak dużo nas różni... - westchnęła do mikrofonu - nie martw się, oddam ci ją przed wywiadem.
- Chcę ją teraz odebrać. Powiedz mi, gdzie jesteście.
- Oh... no dobrze, dobrze... - mruknęła cicho - wyślę ci adres mailem. - rozłączyła się.
Dostałem wiadomość i na najbliższym skrzyżowaniu skręciłem w prawo.

Wjechałem na podziemny parking. Już dawno serce nie biło mi tak mocno.
Zobaczyłem tę charakterystyczną kobietę, więc zatrzymałem się kilka metrów przed nią i wyskoczyłem z samochodu.
- Gdzie Laura? - spytałem szorstko poprawiając okulary.
- Jesteś bardzo niecierpliwy... - wymruczała podchodząc do mnie, uwiesiła się jedną ręką na mojej szyi całując w usta, a drugą masując mnie po kroczu.
- Doceniam, ale chcę Laurę z powrotem.
- Jakiś ty oziębły... - skrzywiła się - jest jeszcze nieprzytomna.
- Co jej zrobiłaś?! - chwyciłem ją za nadgarstki i patrzyłem z mordem prosto w jej niebezpieczne oczy.
- Prowadzicie obydwoje dość bujne życie seksualne, co?
Uśmiechnęła się kpiąco, a ja zmarszczyłem brwi.
- Nie wnikam w jej życie osobiste - warknąłem zły, choć obydwoje wiedzieliśmy, że to kłamstwo.
Zapadła między nami chwila ciszy.
- Powiedzmy, że ci wierzę - odsunęła się i zapaliła papierosa.
- Gdzie Laura...
Uśmiechnęła się podstępnie...
- Zapewniłam jej tylko trochę rozgłosu...
- Przez to porwanie?! Czy ty jesteś poważna?!
- Dlaczego tak się złościsz?
- Powiedz mi natychmiast, gdzie jest Laura.
Byłem śmiertelnie poważny, ponieważ jej ojciec dał mi ją pod opiekę. Gdyby tylko się dowiedział...
Zgasiła papierosa.
- Wymieńmy się... - powiedziała opierając się o maskę samochodu i rozstawiając szerzej nogi - Jak za dawnych czasów...
- Seks? Tylko o to ci chodzi?
- Wyrobiłeś się przez te kilka lat, tak samo jak Laura - oblizała lubieżnie wargi, a mnie coś zaczęło rwać w żołądku - To jak... będzie taki deal?

Przełknąłem ciężko ślinę... nie byłem pewny czy odda mi po tym Laurę. Nigdy jej nie ufałem... Raz dotrzymywała słowa, a raz nie... wszystko zależało od jej "widzi-mi-się".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz