Nie dostałam dziś prezentu mikołajkowego (najwidoczniej byłam niegrzeczna, hehe), alee za to JA zrobiłam prezent moim kochanym czytelnikom :)
Daję wam do przeczytania, dziś z okazji Mikołajek, mój konkursowy one-shot o One Direction - który, mimo że niestety nie zdobył żadnego miejsca, ani nagrody - cieszę się, że mogłam zawrzeć w nim tyle myśli, uczuć i przekazu oraz pokazać go Wam. :)
Nie chodzi w nim o "zajebistość" czy też "nienawiść" do tych chłopców (praktycznie już mężczyzn), ale o ukazanie uczuć, wrażliwości człowieka, obsesji i wielu innych rzeczy, z którymi kiedyś każdy z nas musi się zmierzyć, bo każdego to dotyka w życiu chociaż raz... także, zapraszam do czytania.
ORAZ:
Zanim się zagłębicie w czytanie czy też NIE czytanie tego one-shota (zedytowałam go troszkę), muszę powiedzieć, że to właśnie Elenn z TEGO BLOGA zainspirowała mnie do dodania one-shota, którego również napisałam na potrzeby konkursu (tak, brałyśmy udział w tym samym konkursie, ale najwidoczniej żadna z nas nie była faworytką, trudno xo) ... wydaje mi się straasznie długi... no ale, jeśli wytrwacie i przeczytacie cały - podziwiam, dziękuję i biję pokłony przed wami, hehe.
Pozdrawiam, autor:
NicoleHour.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Little Things
(11 listopad 2013, poniedziałek)
Leżałem na plecach z palcami
dłoni mocno zaciśniętymi na włosach i nie mogłem pojąć tego, jak mogłem
pozwolić jej odejść? Wszystko wirowało w mojej głowie. Wspomnienia odtwarzały
się przed moimi oczami jak w kalejdoskopie: z jednego przechodziło płynnie w
drugie. Bałem się zamknąć oczy, a co dopiero zasnąć, by nie widzieć i nie czuć
tego wszystkiego tak intensywnie, lecz gdy tylko zostawałem sam - wspomnienia
aż wylewały się ze mnie strumieniami łez.
Patrzyłem jak maluje usta
czerwoną szminką i po chwili uśmiecha się szeroko zauważając mnie w odbiciu lustra.
Zasłoniła dłońmi twarz na moment, tłumacząc się tym, że brzydko się uśmiecha,
ale ja – i tak szalałem za jej uśmiechem.
Wstała i podbiegła do mnie, rzucając się na szyję. Objąłem
ją tak naturalnie w pasie i mocno do siebie docisnąłem, by poczuć ją całą, taką
delikatną i kobiecą. Taką Moją.
Długie blond włosy, roześmiane niebieskie oczy z powiekami podkreślonymi czarnym eyelinerem, i pełne usta
pomalowane na czerwono. Zakładając kosmyk jasnych włosów za jej ucho nie
potrafiłem powiedzieć jej jak pięknie wygląda i jak bardzo ją kocham, a teraz? Chciałem
to wykrzyczeć całemu światu… I ten słodki pocałunek zostawiający czerwony ślad
na moich ustach. Do tej pory pamiętam i czuję jego smak.
Widziałem
jak marszczy złowrogo brwi i ten lekko zadarty nosek, ostrzegając mnie
spojrzeniem, żebym nie dotykał jej brzucha za każdym razem, gdy tylko moje
dłonie na chwilę spoczęły na jej ciele, a które tak bardzo kochałem… które było
dla mnie idealne pod każdym względem. Uwielbiałem poznawać każdy centymetr jej
ciała... wciąż i wciąż, na nowo uczyć się jej całej.
Uśmiechałem się wtedy szeroko i całowałem jej nagie ramie,
smukłą szyję.
I know you've never
loved
The crinkles by your
eyes, when you smile.
You've never loved your stomach or your thighs.
The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly…
You've never loved your stomach or your thighs.
The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly…
Siedziała obok mnie, na
miejscu pasażera w tej ulubionej, koronkowej sukience stanowczo za krótkiej, przez
którą nie mogłem oderwać wzroku od jej kolan i ud, a ona – zupełnie świadoma
tego - jedynie uśmiechała się i opowiadała mi kolejną dziwną historię z jej
życia. Okropnie padało tego wieczoru, ale mimo to jechaliśmy dalej, przez zupełne pustkowie.
Nagle kazała mi się zatrzymać, po czym wybiegła z mojego auta w deszczu na
zupełne pustą drogę. Stała w zasięgu świateł, a ja, zupełnie zdezorientowany patrzyłem na nią jak moknie… zdezorientowany byłem tym, że uśmiecha się i zaczyna
tańczyć.
Otworzyłem drzwi i postawiłem nogę w ogromnej kałuży tak, że
woda nalała mi się do buta.
- Lilly! – krzyknąłem, a ona tańczyła dalej w deszczu nie
przejmując się w ogóle tym, że jej tak cholernie drogi tusz do rzęs właśnie
spływał czarnymi smugami po jej policzkach.
Klnąc jak szewc wyszedłem z samochodu i podszedłem do niej.
- Zatańcz ze mną – powiedziała z tak uroczym uśmiechem, że
oniemiały odruchowo podałem jej swoją dłoń, a drugą delikatnie umiejscowiłem na
jej talii.
- Nie jestem dobrym tancerzem – przyznałem się, a w
odpowiedzi poczułem jej ciepłe usta na moich.
Rzuciła
szklanką o podłogę w mojej kuchni, roztrzaskała się na drobne kawałeczki.
Była wściekła i gdyby jej wzrok mógł zabijać – byłbym już
martwy.
- Lilly – wyszeptałem łagodnym głosem patrząc jak bosymi
stopami idzie w moją stronę po rozbitym szkle – Lilly, proszę stój – poprosiłem
ją widząc jak kaleczy sobie stopy.
- Obiecałeś mi! – jej łzy w oczach złamały mi serce.
Poczułem się jak najzwyklejszy frajer. – Obiecałeś mi… - powiedziała i uderzyła
mnie w lewą pierś na wysokości serca. Przegryzła dolną wargę ust, która
niebezpiecznie drgała zapowiadając jedynie wybuch płaczu.
- Lilly – zrobiłem krok w jej stronę i poczułem kawałek
małego szkła wbijającego się w moją stopę. Zacisnąłem mocno szczęki i
przytuliłem ją do siebie. – Wiem, że obiecywałem… zawaliłem.
Spała tak
słodko lekko skulona z kolanami podciągniętymi ku klatce piersiowej.
Obserwowałem jak oddycha spokojnie, oblizuje wargi i zaczyna mówić coś przez
sen. Rzeczy zupełnie pozbawione sensu.
- Drama time… - wyszeptała, a ja nie potrafiłem dłużej
wytrzymać i zacząłem się śmiać cicho pod nosem. Przyciągnąłem ją bliżej siebie i
pocałowałem w ramię, mimo to, że mogłem ją tym obudzić.
- Śpij dobrze, Lilly – ostatni raz pocałowałem jej ramię i zamknąłem
powieki z uśmiechem na ustach wdychając brzoskwiniowy zapach szamponu
utrzymujący się na jej włosach po kąpieli.
Zrobiła mi
awanturę o to, że jestem aż chory z zazdrości, gdy ona raz wyszła na kawę ze
swoim przyjacielem od dzieciństwa i jej słowa:
- Nawet jeśli jest potencjalna „konkurencja” dla ciebie, to
musisz wiedzieć jedną rzecz – powiedziała marszcząc groźnie brwi.
- Jaką? – spytałem zły i z rękami skrzyżowanymi na klatce
piersiowej.
- Kocham tylko ciebie i za każdym razem, gdy rozmawiam z
jakimś facetem, mam przed oczami twoją uśmiechniętą twarz… i nic więcej nie
potrzebuję – powiedziała i tym właśnie stopiła kolejną górę lodową mojego serca
– zawsze będę tylko twoja, a ty tylko mój… nie zmienisz tego nigdy.
Ująłem dłońmi jej twarz i pocałowałem najczulej jak tylko
potrafiłem… tak wiele chciałem jej przez ten pocałunek okazać.
I won't let these little things slip
out of my mouth..
But if it's true it's you, it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.
But if it's true it's you, it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.
Pamiętam jakby to było
wczoraj. Stałaś przed lustrem w samej bieliźnie z metrem krawieckim i
krytycznym wzrokiem przyglądałaś się swojemu ciału… tak bardzo go
nienawidziłaś, gdy natomiast we mnie budziło rozczulenie i istną żądzę. Tak
bardzo pragnąłem pokazać ci, udowodnić, jak piękna jesteś naprawdę. Twoje
zawstydzenie, gdy wciskałaś się w swoje ulubione, wieloletnie jeansy, a ja podszedłem do
ciebie od tyłu… i te dłonie, zakrywające piersi.
- Przecież wiesz, że jesteś dla mnie idealna – wyszeptałem
obejmując cię i zamykając w uścisku moich ramion. Wdychałem zapach perfum z
twojej skóry, dokładnie tych samych, które dałem ci w prezencie na urodziny.
Boże… gdybym tylko nie był takim egoistą.
- Harry! –
powiedziała wyższym tonem niż zazwyczaj, gdy polizałem ją po policzku podczas wieczoru
filmowego u niej.
Roześmiałem się obserwując, jak ze zniesmaczoną miną ściera dłonią
ślinę z policzka. Splotłem palce swojej dłoni z jej znacznie mniejszą dłonią… nasze
dłonie pasowały do siebie idealnie, zupełnie tak, jakby były dla siebie
stworzone.
Ta
wściekłość, która we mnie narosła była niewyobrażalna…
- Dlaczego to zrobiłaś?! – krzyczałem jak opętany widząc jej
pocięte i zakrwawione nadgarstki.
Płakała… tak strasznie wtedy płakała.
- Mam już dość… - wyszeptała. Podszedłem do niej szybkim
krokiem.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz, byłem tak wściekły na
kogokolwiek.
Wziąłem tę okropną żyletkę, otworzyłem okno i z całej siły –
cisnąłem ją daleko przed siebie. Jeszcze chwilę po tym, stałem przy oknie i
ciężko oddychałem, jakbym dopiero co przebiegł maraton.
Przeczesałem dłońmi moje włosy i przeniosłem na nią moje
wściekle spojrzenie.
Wciąż płakała siedząc na podłodze i opierając się plecami o
zimną ścianę z pociętymi rękami. Pękało mi serce z żalu i rozczarowania.
- Lilly – szepnąłem klękając naprzeciwko niej i chwytając
jej dłoń w swoje, a gdy próbowała wyszarpnąć ją z mojego uścisku –
przytrzymywałem ją mocniej, prawie sprawiając jej tym ból.
Wyciągnąłem jej przedramię w swoją stronę i z bliska
obserwowałem rany, jakie sobie zadała – moja
biedna, mała Lilly – szepnąłem i zacząłem całować każdą ranę z osobna.
-moja obsesja-
Szarpnęła ręką, lecz właśnie wtedy uniosłem swój wzrok i
nasze spojrzenia się spotkały.
- Nie rób tego – szepnęła dławiąc się łzami, mimo to, nie
puściłem jej dłoni.
- Nie mów mi, co mam robić, a czego nie – szepnąłem w
odpowiedzi i wznowiłem składanie delikatnych pocałunków na jej ranach.
- Lilly? –
zawołałem stojąc pośrodku placu zabaw dla dzieci późno w nocy.
- Tu jestem – powiedziała siedząc nieopodal na jednym z
bujanych przyrządów, coś na kształt konia.
Niewiele mówiąc pomogła mi wciągnąć się w wir radości
korzystania z placu zabaw. Przypomniała mi, że wciąż proste rzeczy mogą
sprawiać mi przyjemność, czystą radość. Zapomnieć o całym tym stresie, w którym
żyję.
Lilly była moją cudowną
„odskocznią”, moim niebem, o którym
nikt nie wiedział poza najbliższą rodziną i chłopakami z zespołu – z tą
różnicą, że chłopcy nigdy jej nie poznali… utrzymywałem ją w tajemnicy przed
całym światem zupełnie tak, jakbym chciał ją uchronić przed całą tą toksycznością i
jadem, z którymi mogła się spotkać.
Była moją małą księżniczką, która wściekała się o
wszystkie prezenty, ogromne bukiety kwiatów i o wszystkie rzeczy, które jej
kupowałem, a które nie były na kieszeń zwykłego nastolatka.
Raz,
podczas spaceru, zerwałem dla niej zwykłą, polną stokrotkę, i gdy podałem ją Lilly… ona rozpłakała
się, mówiąc, że jest to najcudowniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostała.
Nie rozumiałem tego, ponieważ mogłem jej zaoferować znacznie
więcej…
Tak. Wtedy tego nie rozumiałem.
… i wtedy stało się to, czego najbardziej się obawiałem.
Nagle
straciłem z nią cały kontakt. Jakby chciała przede mną uciec już na zawsze…
- Lilly? Co ty robisz? – spytałem nie rozumiejąc dlaczego
pakuje swoje rzeczy w pudełka.
- Wyprowadzam się – powiedziała oschle i zaczęła szybciej
pakować swoje zdjęcia i ubrania.
- Dlaczego? – spytałem zupełnie nie rozumiejąc jej
zachowania… minęło kilka ładnych lat odkąd się znaliśmy, byliśmy ze sobą już 3
lata, a niecałe sześć miesięcy temu, zaproponowałem jej żeby się do mnie
wprowadziła, bo nie chcę spać sam,
tęsknić, czuć jej brak… zaczęliśmy bardzo powoli, między innymi, najpierw
udostępniłem jej kilka szuflad na ubrania i kubeczek na szczoteczkę do zębów.
Nie nalegałem, żeby od razu ze wszystkim się wprowadziła,
ponieważ nie chciałem jej wystraszyć.
Obserwowałem wtedy, jak z lekkimi rumieńcami na twarzy
rozpakowywała swoje rzeczy… jak układała wszystko równiutko w szufladach.
Jak zasypia obok mnie.
- Mam już dość.
- Słucham? – spytałem nie dowierzając w to co słyszę – Jak to
masz już dość? Dość czego?
- Harry, posłuchaj… ja nienawidzę ograniczeń. A TY mnie
ograniczasz… jesteś zbyt zaborczy, bardzo łatwo ulegasz emocjom, jesteś jak
wulkan… gdy wybuchasz gniewem, boję się, że mnie poparzysz, a nawet zabijesz
– powiedziała patrząc się prosto w moje oczy z udręką.
- Porozmawiajmy, mogę się zmienić. – powiedziałem wyjmując
jej rzeczy z pudełka, gdy ona wkładała kolejne do środka.
- Harry, to jest niemożliwe… nie można się zmienić od tak –
powiedziała wrzucając do pudełka swój ulubiony szal – to nie może się udać… -
usiadła z rezygnacją na łóżku i zaczęła rozmasowywać skronie.
Przyklęknąłem przy jej stopach i zacząłem całować odkryte
przez letnią sukienkę kolana i uda.
- Nie zostawiaj mnie samego, proszę – wyszeptałem i mimo
tego, że błaźniłem się przed nią totalnie to wciąż czułem, że byłem w stanie zrobić
jeszcze więcej – nie przeżyję bez ciebie…
- Harry, jesteś silny. Wiem, że poradzisz sobie beze mnie –
pogłaskała mnie po głowie, lecz tylko przez krótką chwilę, jakby nie chciała,
żebym się przyzwyczaił do jej dotyku.
Oh… Przyzwyczaił? Ja najzwyczajniej w świecie byłem od niego
uzależniony.
Byłem uzależniony od jej głosu, dotyku, pięknego ciała –mimo
że ona sama go nienawidziła-, oddechów i krótkich bezdechów, jak i ciepła jej
dłoni, ust i błękitu niebieskich oczu, które zawsze wyraźnie mi „mówił” czego
ona chce.
- Lilly… - szepnąłem czując jak w oczach zbierają mi się
łzy.
- Harry, pozbieraj się. Nie możesz płakać, jesteś mężczyzną,
i jak dobrze wiesz, zaraz to i ja zacznę płakać… - wyszeptała gładząc dłońmi
moje policzki.
Klęcząc przed kobietą, którą kocham nad życie –poczułem się
przez moment jak kompletny frajer…- zapłakany, jak jakiś szczeniak i to przed NIĄ.
Otarłem szybko policzki i oczy z łez. Odchrząknąłem, a ona
uśmiechnęła się.
- Lilly…
- Harry, mój Harry.
Patrzyłem w jej niebieskie oczy, które na nowo mnie
pożądały… z tą samą siłą, ale nutką czegoś
co mnie niepokoiło. Nutką czegoś, co zapowiadało najgorsze…
I po raz kolejny, znów była tylko moja… tylko ja na nią mogłem
patrzeć, jak czerwieni się na twarzy, a oczy z dużymi źrenicami błyszczą się w
ten figlarny sposób.
Tylko ja słyszałem jak wypowiada moje imię, wbija idealnie
zadbane paznokcie w moje ramiona i drapie skórę pleców, ramion.
Chciałem ją zapamiętać właśnie taką… moją.
You've never
loved your stomach or your thighs.
The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly…
The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly…
Udało mi się odłożyć moment pożegnania do następnego dnia.
Szczerze powiedziawszy, miałem ogromną nadzieję, że po
dzisiejszej nocy będzie tak wykończona, że będzie spać chociaż do południa…
lecz ogarnęło mnie gorzkie rozczarowanie, gdy zbudziłem się po 8 rano, a jej
już nie było obok mnie.
Nie było jej rzeczy.
Nie było niczego, co mogłoby mi ją przypominać.
Nie zostawiła nawet żadnej karteczki…
Wyniosła się zupełnie z mojego życia.
Leżałem na
kozetce u mojego psychoterapeuty.
- Harry, opowiedz mi o
niej – powiedział doktor, a ja westchnąłem głęboko leżąc na plecach z
palcami dłoni splecionymi na klatce piersiowej i zamkniętymi powiekami oczu.
- Panie doktorze, co jeszcze muszę panu opowiedzieć o niej?
- Wszystko co zapamiętałeś.
- Opowiedziałem już panu wszystko.
- Dobrze, więc… skoro tak twierdzisz – powiedział i
westchnął ciężko – powiedz mi, czy pogodziłeś
się już z tym, że ona odeszła?
- Gdybym się z tym pogodził nie byłoby mnie tutaj.
- Rozumiem… dlaczego nie chcesz pozwolić jej odejść z
twojego serca?
- Ponieważ ona jest
moim sercem.
- Harry, masz 22 lata… jesteś młody, musisz czerpać z życia
ile tylko można… życie jest zbyt krótkie – powiedział mój terapeuta co zmusiło
mnie, żeby na niego spojrzeć – wcale nie chodzi mi o narkotyki i alkohol…
- Więc o co panu chodzi?
- Jesteś muzykiem, kochasz muzykę… może powinieneś na nowo
skupić się na tym?
- Pan mnie nie rozumie – stwierdziłem cierpko rozczarowany
jego postawą.
- Staram się ciebie zrozumieć, ale ty nie pozwalasz mi do
siebie dotrzeć… nie słuchasz i nie rozważasz moich słów. Nie ma progresu.
- Więc co mi pan radzi? – spytałem siadając z nogami skrzyżowanymi
w kostkach – no? Co mi pan poradzi? … czy stracił pan kiedyś osobę, którą kocha
się nad życie? Czy powiedziała panu, że chce odejść? Czy po namiętnie spędzonej
nocy, po której powinno być już tylko lepiej, zostawiła pana samego ze swoimi
myślami? – wyrzucałem z siebie pytania jak automat piłeczki do tenisa – kochał
pan kogoś tak bardzo, że oszalałby pan po stracie tej osoby?
- Nie jestem tu, żeby rozmawiać o mnie, lecz o tobie i twoich problemach – powiedział ucinając
temat – więc wciąż, dręczy cię to, że wyszła bez pożegnania?
- Wychodzi na to, że ten seks był pożegnaniem.
- Więc zaczynasz dostrzegać niektóre sprawy?
- Nie.
- Harry…
- Ja to wiedziałem już dużo wcześniej, ale wciąż, nie chcę
tego do siebie dopuścić.
- Jest postęp… ale to wciąż nie jest rozwiązaniem problemu.
- Pan również nie pomaga mi rozwiązać tego problemu.
Wyszedłem.
Znów,
widziałem ją, gdy poznaliśmy się po raz pierwszy… w upalny dzień podlewałem z
węża ogrodowego kwiaty na ogródku mojej babci -rosły przy niewysokim, gęstym
żywopłocie- do czasu, gdy zachciało mi się zrobić
tęczę.
Skierowałem strumień wody w górę, w powietrze tak, że rozproszone
krople wody poleciały również za ogrodzenie sąsiada tworząc piękny, lecz złudny
obraz tęczy… i właśnie wtedy rozległ się dziewczęcy pisk.
- Co to do cholery?! – po chwili sponad żywopłotu wyłoniła
się blondynka o niebieskich oczach ubrana tylko w bikini – To ty oblałeś mnie
wodą?! – krzyknęła rozzłoszczona, a ja uniosłem wysoko ręce w geście
bezbronności.
- Nie chciałem… - szepnąłem obserwując jak robi się czerwona
ze złości.
- No i gdzie się gapisz?! – powiedziała zasłaniając piersi,
a przecież miała strój kąpielowy na sobie…
Schyliła się po coś i po chwili rzuciła we mnie kremem do
opalania.
W ostatniej chwili zrobiłem unik, więc nie trafiła we mnie
plastikowym opakowaniem.
- Przepraszam – powiedziałem walcząc z uśmiechem, który
wdzierał mi się na usta.
- No i dlaczego śmiejesz się ze mnie, co?! – wściekła się.
- Jestem Harry – mimo jej wściekłości zaryzykowałem i podszedłem
do żywopłotu. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, a ona odwróciła się na pięcie i
obrażona poszła do domu – fajny tyłek! – krzyknąłem, gdy tylko oddaliła się
trochę a w zamian… pozdrowiła mnie środkowym palcem.
Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem muzykę. Z uśmiechem
na ustach dalej kontynuowałem podlewanie ogródka z kwiatami mojej babci.
Pomyślałem, że ta blondynka chyba zrezygnowała już z dzisiejszego opalania się.
… schyliłem się, by wyrwać ogromny chwast rosnący tuż przy
różach, gdy nagle poczułem falę lodowatej wody na mojej głowie i plecach.
Zacząłem prychać jak kot i aż spadłem na tyłek przecierając
dłońmi twarz z wody.
- Co jest?! – krzyknąłem i rozejrzałem się.
Blondynka stała z wiadrem w dłoniach i z dumnym uśmiechem na
ustach.
- Ty-…! - tak się zdenerwowałem, że aż zacząłem się jąkać z
nerwów.
Mimo wszystko, uśmiechnąłem się
przez łzy i na to wspomnienie. Każde wspomnienie było dla mnie jak upadek z
trzeciego piętra i z takim pechem, że nie ginąłem od żadnego upadku od razu…
tylko bardzo powoli, czułem jak uchodzi ze mnie życie.
- Harry, ogarnij się… - szepnąłem cicho sam do siebie – nie
możesz tak w tym trwać… - dodałem i jęknąłem zwijając się z psychicznego, a może raczej emocjonalnego bólu...
Nie wiedziałem, że można tak bardzo za kimś tęsknić.
Nie wiedziałem, że można umierać
z tęsknoty i, nie wiedziałem, że to jest tak bolesne…
Nie wiedziałem, że ja mogę tak bardzo się zakochać w-…
sąsiadce mojej babci.
Co by było… co by było, gdybym wtedy nie poszedł nawodnić ogródka babci?
Co by było… gdybym przełożył to na następny dzień? Nie poznałbym jej? Nie
cierpiałbym teraz…?
- Nie… Harry, daj już spokój – szepnąłem mocniej ciągnąc się
za włosy na głowie – to już musi się skończyć…
Był środek nocy, a ja leżałem w
pokoju hotelowym i nie mogłem zasnąć.
Demony przeszłości znów mnie nawiedzały, a ja nie potrafiłem
z nimi walczyć. Poddawałem się ich torturom, płakałem i wciąż wyrywałem sobie
włosy z głowy.
- Harry, jesteś chory… musisz coś z tym zrobić – szeptałem to w kółko… raz za
razem – musisz coś z tym zrobić, bo oszalejesz do reszty...
Usiadłem na łóżku, po czym podszedłem do okna. Czułem się
strasznie ociężały… od wylanych łez. Otworzyłem okno na oścież, a zimne nocne
powietrze wdarło się do pokoju hotelowego.
Spojrzałem w dół.
- Pięć pięter to całkiem sporo, nie? – szepnąłem sam do siebie.
Wychyliłem się za okno i rozejrzałem w prawo i w lewo…
- Lilly… - wyszeptałem – Lilly, bawimy się w chowanego? –
spytałem trochę głośniej – Moja słodka Lilly… gdzie jesteś?
Boże… ja chyba naprawdę
oszalałem.
Stanąłem bosymi stopami na szerokim parapecie, usiadłem i przewiesiłem
nogi na zewnątrz budynku.
- Lilly, jeśli zaraz nie wyjdziesz, to wyskoczę z okna… -
powiedziałem i roześmiałem się histerycznie.
- Zadzwoń do niej… - usłyszałem szept z głębi pokoju.
- Liam? – spytałem i odwróciłem głowę gwałtownie w stronę
pomieszczenia, z którego planowałem wyskoczyć.
- Stary, wejdź do środka i zadzwoń do niej.
- Nie mam do niej numeru – odpowiedziałem ze wzruszeniem
ramion – a poza tym, bawimy się w chowanego… tylko, że ja-... jestem już zmęczony
tą zabawą.
- Ja mam do niej numer… - wyszeptał Liam podchodząc bliżej.
- CO? – spojrzałem na niego gniewnie.
- Piszę z nią o TOBIE… - powiedział to tak spokojnie, gdy mi
do głowy uderzyła wściekłość – poprosiła mnie, żebym ci o tym powiedział,
gdybyś sobie z tym wszystkim już nie radził…
- TERAZ MI TO MÓWISZ? – spytałem bliski furii.
- Przepraszam stary... byłem pewny, że poradzisz sobie, że kwestia jeszcze jednego tygodnia i wyjdziesz z tego.
Wszedłem do środka i stanąłem naprzeciwko niego.
W porównaniu do Liama, byłem wychudzony z podkrążonymi oczami od bezsennych nocy, co wyraźnie
podkreślało kości policzkowe i lekki obłęd błąkającym się w głębi oczu.
Oh, tak… zauważyłem to.
Zaakceptowałem.
- Zadzwoń do niej… - powiedział podając mi telefon.
Mierzyłem go niepewnym wzrokiem.
- Brałeś dzisiaj leki? – zadał kolejne pytanie, a ja prychnąłem podczas wybierania
numeru do niej.
Ręce i nogi zaczęły mi się trząść z przerażenia, gdy
usłyszałem sygnał połączenia… nie rozmawiałem z nią przez półtora roku i miałem
wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej i eksploduje
obrzucając Liama krwią i kawałkami mięśnia sercowego.
- Halo, Liam? – usłyszałem jej zaspany głos – Coś się stało?
- Cześć… - wychrypiałem do telefonu, a po drugiej stronie
nagle zapadła cisza. – czy to aż tak przerażające, że słyszysz mój głos? – spytałem
nie mogąc powstrzymać się od ironii.
- Boże Harry, nie… tęskniłam za twoim głosem, za tobą... dlaczego trwało to tak długo? Dlaczego nie odezwałeś się wcześniej?
Patrzyłem zdezorientowany przed siebie, na Liama, który stał
ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami.
Był nazbyt spokojny, co wydało mi się podejrzane.
- Co? – spytałem z niedowierzaniem.
- Dlaczego dopiero teraz do mnie dzwonisz? Dlaczego nie
zadzwoniłeś do mnie wcześniej? - powtórzyła.
- CO POWIEDZIAŁAŚ? – powtórzyłem, a ona westchnęła ciężko.
- Harry…? – spytała, a ja pokręciłem z niedowierzaniem
głową. – Czy Liam nic ci nie powiedział? Czy-… - nie pozwoliłem jej dokończyć,
nie miało już to dla mnie żadnego sensu.
- To już nie ważne… - wyszeptałem pozwalając upaść telefonowi
na podłogę.
Patrzyłem z nienawiścią na Liama. – Stary, ostro przegiąłeś…
Podszedłem do okna.
- To jakaś paranoja... - prychnąłem pod nosem nie dowierzając w to, co miało przed chwilą miejsce.
Ostatni głębszy wdech… a on? Wcale nie próbował mnie powstrzymać.
Autor:
NicoleHour
Ło kurczę, brzmi interesująco! Na początku nie doczytałam wstępu i nie ogarniałam, o co chodzi, co się stało.
OdpowiedzUsuńAle czyta się cudownie, omg!
hahahah, a specjalnie umieściłam na samym początku info!!!! ;D
UsuńCieszę się, że się podoba <3 ;3