piątek, 6 grudnia 2013

Prezent Mikołajkowy - ONE-SHOT nr1

Kilka słów mądrości od autora:
Nie dostałam dziś prezentu mikołajkowego (najwidoczniej byłam niegrzeczna, hehe), alee za to JA zrobiłam prezent moim kochanym czytelnikom :)
Daję wam do przeczytania, dziś z okazji Mikołajek, mój konkursowy one-shot o One Direction - który, mimo że niestety nie zdobył żadnego miejsca, ani nagrody - cieszę się, że mogłam zawrzeć w nim tyle myśli, uczuć i przekazu oraz pokazać go Wam. :)
Nie chodzi w nim o "zajebistość" czy też "nienawiść" do tych chłopców (praktycznie już mężczyzn), ale o ukazanie uczuć, wrażliwości człowieka, obsesji i wielu innych rzeczy, z którymi kiedyś każdy z nas musi się zmierzyć, bo każdego to dotyka w życiu chociaż raz... także, zapraszam do czytania.
ORAZ:

Zanim się zagłębicie w czytanie czy też NIE czytanie tego one-shota (zedytowałam go troszkę), muszę powiedzieć, że to właśnie Elenn z TEGO BLOGA zainspirowała mnie do dodania one-shota, którego również napisałam na potrzeby konkursu (tak, brałyśmy udział w tym samym konkursie, ale najwidoczniej żadna z nas nie była faworytką, trudno xo) ... wydaje mi się straasznie długi... no ale, jeśli wytrwacie i przeczytacie cały - podziwiam, dziękuję i biję pokłony przed wami, hehe.


Pozdrawiam, autor:
NicoleHour.
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Little Things
(11 listopad 2013, poniedziałek)

Leżałem na plecach z palcami dłoni mocno zaciśniętymi na włosach i nie mogłem pojąć tego, jak mogłem pozwolić jej odejść? Wszystko wirowało w mojej głowie. Wspomnienia odtwarzały się przed moimi oczami jak w kalejdoskopie: z jednego przechodziło płynnie w drugie. Bałem się zamknąć oczy, a co dopiero zasnąć, by nie widzieć i nie czuć tego wszystkiego tak intensywnie, lecz gdy tylko zostawałem sam - wspomnienia aż wylewały się ze mnie strumieniami łez.

Patrzyłem jak maluje usta czerwoną szminką i po chwili uśmiecha się szeroko zauważając mnie w odbiciu lustra. Zasłoniła dłońmi twarz na moment, tłumacząc się tym, że brzydko się uśmiecha, ale ja – i tak szalałem za jej uśmiechem.
Wstała i podbiegła do mnie, rzucając się na szyję. Objąłem ją tak naturalnie w pasie i mocno do siebie docisnąłem, by poczuć ją całą, taką delikatną i kobiecą. Taką Moją.
Długie blond włosy, roześmiane niebieskie oczy z powiekami podkreślonymi czarnym eyelinerem, i pełne usta pomalowane na czerwono. Zakładając kosmyk jasnych włosów za jej ucho nie potrafiłem powiedzieć jej jak pięknie wygląda i jak bardzo ją kocham, a teraz? Chciałem to wykrzyczeć całemu światu… I ten słodki pocałunek zostawiający czerwony ślad na moich ustach. Do tej pory pamiętam i czuję jego smak.

            Widziałem jak marszczy złowrogo brwi i ten lekko zadarty nosek, ostrzegając mnie spojrzeniem, żebym nie dotykał jej brzucha za każdym razem, gdy tylko moje dłonie na chwilę spoczęły na jej ciele, a które tak bardzo kochałem… które było dla mnie idealne pod każdym względem. Uwielbiałem poznawać każdy centymetr jej ciała... wciąż i wciąż, na nowo uczyć się jej całej.
Uśmiechałem się wtedy szeroko i całowałem jej nagie ramie, smukłą szyję.

 I know you've never loved
                          The crinkles by your eyes, when you smile.
                                  You've never loved your stomach or your thighs.
                                        The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly…

            Siedziała obok mnie, na miejscu pasażera w tej ulubionej, koronkowej sukience stanowczo za krótkiej, przez którą nie mogłem oderwać wzroku od jej kolan i ud, a ona – zupełnie świadoma tego - jedynie uśmiechała się i opowiadała mi kolejną dziwną historię z jej życia. Okropnie padało tego wieczoru, ale mimo to jechaliśmy dalej, przez zupełne pustkowie. Nagle kazała mi się zatrzymać, po czym wybiegła z mojego auta w deszczu na zupełne pustą drogę. Stała w zasięgu świateł, a ja, zupełnie zdezorientowany patrzyłem na nią jak moknie… zdezorientowany byłem tym, że uśmiecha się i zaczyna tańczyć.
Otworzyłem drzwi i postawiłem nogę w ogromnej kałuży tak, że woda nalała mi się do buta.
- Lilly! – krzyknąłem, a ona tańczyła dalej w deszczu nie przejmując się w ogóle tym, że jej tak cholernie drogi tusz do rzęs właśnie spływał czarnymi smugami po jej policzkach.
Klnąc jak szewc wyszedłem z samochodu i podszedłem do niej.
- Zatańcz ze mną – powiedziała z tak uroczym uśmiechem, że oniemiały odruchowo podałem jej swoją dłoń, a drugą delikatnie umiejscowiłem na jej talii.
- Nie jestem dobrym tancerzem – przyznałem się, a w odpowiedzi poczułem jej ciepłe usta na moich.

            Rzuciła szklanką o podłogę w mojej kuchni, roztrzaskała się na drobne kawałeczki.
Była wściekła i gdyby jej wzrok mógł zabijać – byłbym już martwy.
- Lilly – wyszeptałem łagodnym głosem patrząc jak bosymi stopami idzie w moją stronę po rozbitym szkle – Lilly, proszę stój – poprosiłem ją widząc jak kaleczy sobie stopy.
- Obiecałeś mi! – jej łzy w oczach złamały mi serce. Poczułem się jak najzwyklejszy frajer. – Obiecałeś mi… - powiedziała i uderzyła mnie w lewą pierś na wysokości serca. Przegryzła dolną wargę ust, która niebezpiecznie drgała zapowiadając jedynie wybuch płaczu.
- Lilly – zrobiłem krok w jej stronę i poczułem kawałek małego szkła wbijającego się w moją stopę. Zacisnąłem mocno szczęki i przytuliłem ją do siebie. – Wiem, że obiecywałem… zawaliłem.

            Spała tak słodko lekko skulona z kolanami podciągniętymi ku klatce piersiowej. Obserwowałem jak oddycha spokojnie, oblizuje wargi i zaczyna mówić coś przez sen. Rzeczy zupełnie pozbawione sensu.
- Drama time… - wyszeptała, a ja nie potrafiłem dłużej wytrzymać i zacząłem się śmiać cicho pod nosem. Przyciągnąłem ją bliżej siebie i pocałowałem w ramię, mimo to, że mogłem ją tym obudzić.
- Śpij dobrze, Lilly – ostatni raz pocałowałem jej ramię i zamknąłem powieki z uśmiechem na ustach wdychając brzoskwiniowy zapach szamponu utrzymujący się na jej włosach po kąpieli.

            Zrobiła mi awanturę o to, że jestem aż chory z zazdrości, gdy ona raz wyszła na kawę ze swoim przyjacielem od dzieciństwa i jej słowa:
- Nawet jeśli jest potencjalna „konkurencja” dla ciebie, to musisz wiedzieć jedną rzecz – powiedziała marszcząc groźnie brwi.
- Jaką? – spytałem zły i z rękami skrzyżowanymi na klatce piersiowej.
- Kocham tylko ciebie i za każdym razem, gdy rozmawiam z jakimś facetem, mam przed oczami twoją uśmiechniętą twarz… i nic więcej nie potrzebuję – powiedziała i tym właśnie stopiła kolejną górę lodową mojego serca – zawsze będę tylko twoja, a ty tylko mój… nie zmienisz tego nigdy.
Ująłem dłońmi jej twarz i pocałowałem najczulej jak tylko potrafiłem… tak wiele chciałem jej przez ten pocałunek okazać.

          I won't let these little things slip out of my mouth..
 But if it's true it's you, it's you they add up to.
I'm in love with you and all these little things.

            Pamiętam jakby to było wczoraj. Stałaś przed lustrem w samej bieliźnie z metrem krawieckim i krytycznym wzrokiem przyglądałaś się swojemu ciału… tak bardzo go nienawidziłaś, gdy natomiast we mnie budziło rozczulenie i istną żądzę. Tak bardzo pragnąłem pokazać ci, udowodnić, jak piękna jesteś naprawdę. Twoje zawstydzenie, gdy wciskałaś się w swoje ulubione, wieloletnie jeansy, a ja podszedłem do ciebie od tyłu… i te dłonie, zakrywające piersi.
- Przecież wiesz, że jesteś dla mnie idealna – wyszeptałem obejmując cię i zamykając w uścisku moich ramion. Wdychałem zapach perfum z twojej skóry, dokładnie tych samych, które dałem ci w prezencie na urodziny.
Boże… gdybym tylko nie był takim egoistą.

            - Harry! – powiedziała wyższym tonem niż zazwyczaj, gdy polizałem ją po policzku podczas wieczoru filmowego u niej.
Roześmiałem się obserwując, jak ze zniesmaczoną miną ściera dłonią ślinę z policzka. Splotłem palce swojej dłoni z jej znacznie mniejszą dłonią… nasze dłonie pasowały do siebie idealnie, zupełnie tak, jakby były dla siebie stworzone.

            Ta wściekłość, która we mnie narosła była niewyobrażalna…
- Dlaczego to zrobiłaś?! – krzyczałem jak opętany widząc jej pocięte i zakrwawione nadgarstki.
Płakała… tak strasznie wtedy płakała.
- Mam już dość… - wyszeptała. Podszedłem do niej szybkim krokiem.
Nie pamiętam kiedy ostatni raz, byłem tak wściekły na kogokolwiek.
Wziąłem tę okropną żyletkę, otworzyłem okno i z całej siły – cisnąłem ją daleko przed siebie. Jeszcze chwilę po tym, stałem przy oknie i ciężko oddychałem, jakbym dopiero co przebiegł maraton.
Przeczesałem dłońmi moje włosy i przeniosłem na nią moje wściekle spojrzenie.
Wciąż płakała siedząc na podłodze i opierając się plecami o zimną ścianę z pociętymi rękami. Pękało mi serce z żalu i rozczarowania.
- Lilly – szepnąłem klękając naprzeciwko niej i chwytając jej dłoń w swoje, a gdy próbowała wyszarpnąć ją z mojego uścisku – przytrzymywałem ją mocniej, prawie sprawiając jej tym ból.
Wyciągnąłem jej przedramię w swoją stronę i z bliska obserwowałem rany, jakie sobie zadała – moja biedna, mała Lilly – szepnąłem i zacząłem całować każdą ranę z osobna.

-moja obsesja-

Szarpnęła ręką, lecz właśnie wtedy uniosłem swój wzrok i nasze spojrzenia się spotkały.
- Nie rób tego – szepnęła dławiąc się łzami, mimo to, nie puściłem jej dłoni.
- Nie mów mi, co mam robić, a czego nie – szepnąłem w odpowiedzi i wznowiłem składanie delikatnych pocałunków na jej ranach.

            - Lilly? – zawołałem stojąc pośrodku placu zabaw dla dzieci późno w nocy.
- Tu jestem – powiedziała siedząc nieopodal na jednym z bujanych przyrządów, coś na kształt konia.
Niewiele mówiąc pomogła mi wciągnąć się w wir radości korzystania z placu zabaw. Przypomniała mi, że wciąż proste rzeczy mogą sprawiać mi przyjemność, czystą radość. Zapomnieć o całym tym stresie, w którym żyję.

Lilly była moją cudowną „odskocznią”, moim niebem, o którym nikt nie wiedział poza najbliższą rodziną i chłopakami z zespołu – z tą różnicą, że chłopcy nigdy jej nie poznali… utrzymywałem ją w tajemnicy przed całym światem zupełnie tak, jakbym chciał ją uchronić przed całą tą toksycznością i jadem, z którymi mogła się spotkać.
Była moją małą księżniczką, która wściekała się o wszystkie prezenty, ogromne bukiety kwiatów i o wszystkie rzeczy, które jej kupowałem, a które nie były na kieszeń zwykłego nastolatka.
            Raz, podczas spaceru, zerwałem dla niej zwykłą, polną stokrotkę, i gdy podałem ją Lilly… ona rozpłakała się, mówiąc, że jest to najcudowniejszy prezent jaki kiedykolwiek dostała.
Nie rozumiałem tego, ponieważ mogłem jej zaoferować znacznie więcej…
Tak. Wtedy tego nie rozumiałem.

… i wtedy stało się to, czego najbardziej się obawiałem.

            Nagle straciłem z nią cały kontakt. Jakby chciała przede mną uciec już na zawsze
- Lilly? Co ty robisz? – spytałem nie rozumiejąc dlaczego pakuje swoje rzeczy w pudełka.
- Wyprowadzam się – powiedziała oschle i zaczęła szybciej pakować swoje zdjęcia i ubrania.
- Dlaczego? – spytałem zupełnie nie rozumiejąc jej zachowania… minęło kilka ładnych lat odkąd się znaliśmy, byliśmy ze sobą już 3 lata, a niecałe sześć miesięcy temu, zaproponowałem jej żeby się do mnie wprowadziła, bo nie chcę spać sam, tęsknić, czuć jej brak… zaczęliśmy bardzo powoli, między innymi, najpierw udostępniłem jej kilka szuflad na ubrania i kubeczek na szczoteczkę do zębów.
Nie nalegałem, żeby od razu ze wszystkim się wprowadziła, ponieważ nie chciałem jej wystraszyć.
Obserwowałem wtedy, jak z lekkimi rumieńcami na twarzy rozpakowywała swoje rzeczy… jak układała wszystko równiutko w szufladach.
Jak zasypia obok mnie.
- Mam już dość.
- Słucham? – spytałem nie dowierzając w to co słyszę – Jak to masz już dość? Dość czego?
- Harry, posłuchaj… ja nienawidzę ograniczeń. A TY mnie ograniczasz… jesteś zbyt zaborczy, bardzo łatwo ulegasz emocjom, jesteś jak wulkan… gdy wybuchasz gniewem, boję się, że mnie poparzysz, a nawet zabijesz – powiedziała patrząc się prosto w moje oczy z udręką.
- Porozmawiajmy, mogę się zmienić. – powiedziałem wyjmując jej rzeczy z pudełka, gdy ona wkładała kolejne do środka.
- Harry, to jest niemożliwe… nie można się zmienić od tak – powiedziała wrzucając do pudełka swój ulubiony szal – to nie może się udać… - usiadła z rezygnacją na łóżku i zaczęła rozmasowywać skronie.
Przyklęknąłem przy jej stopach i zacząłem całować odkryte przez letnią sukienkę kolana i uda.
- Nie zostawiaj mnie samego, proszę – wyszeptałem i mimo tego, że błaźniłem się przed nią totalnie to wciąż czułem, że byłem w stanie zrobić jeszcze więcej – nie przeżyję bez ciebie…
- Harry, jesteś silny. Wiem, że poradzisz sobie beze mnie – pogłaskała mnie po głowie, lecz tylko przez krótką chwilę, jakby nie chciała, żebym się przyzwyczaił do jej dotyku.

Oh… Przyzwyczaił? Ja najzwyczajniej w świecie byłem od niego uzależniony.
Byłem uzależniony od jej głosu, dotyku, pięknego ciała –mimo że ona sama go nienawidziła-, oddechów i krótkich bezdechów, jak i ciepła jej dłoni, ust i błękitu niebieskich oczu, które zawsze wyraźnie mi „mówił” czego ona chce.

- Lilly… - szepnąłem czując jak w oczach zbierają mi się łzy.
- Harry, pozbieraj się. Nie możesz płakać, jesteś mężczyzną, i jak dobrze wiesz, zaraz to i ja zacznę płakać… - wyszeptała gładząc dłońmi moje policzki.
Klęcząc przed kobietą, którą kocham nad życie –poczułem się przez moment jak kompletny frajer…- zapłakany, jak jakiś szczeniak i to przed NIĄ.
Otarłem szybko policzki i oczy z łez. Odchrząknąłem, a ona uśmiechnęła się.
- Lilly…
- Harry, mój Harry.
Patrzyłem w jej niebieskie oczy, które na nowo mnie pożądały… z tą samą siłą, ale nutką czegoś co mnie niepokoiło. Nutką czegoś, co zapowiadało najgorsze…
I po raz kolejny, znów była tylko moja… tylko ja na nią mogłem patrzeć, jak czerwieni się na twarzy, a oczy z dużymi źrenicami błyszczą się w ten figlarny sposób.
Tylko ja słyszałem jak wypowiada moje imię, wbija idealnie zadbane paznokcie w moje ramiona i drapie skórę pleców, ramion.
Chciałem ją zapamiętać właśnie taką… moją.

                                 You've never loved your stomach or your thighs.
                                          The dimples in your back at the bottom of your spine.
But I'll love them endlessly…

Udało mi się odłożyć moment pożegnania do następnego dnia.
Szczerze powiedziawszy, miałem ogromną nadzieję, że po dzisiejszej nocy będzie tak wykończona, że będzie spać chociaż do południa… lecz ogarnęło mnie gorzkie rozczarowanie, gdy zbudziłem się po 8 rano, a jej już nie było obok mnie.
Nie było jej rzeczy.
Nie było niczego, co mogłoby mi ją przypominać.
Nie zostawiła nawet żadnej karteczki…
Wyniosła się zupełnie z mojego życia.

            Leżałem na kozetce u mojego psychoterapeuty.
- Harry, opowiedz mi o niej – powiedział doktor, a ja westchnąłem głęboko leżąc na plecach z palcami dłoni splecionymi na klatce piersiowej i zamkniętymi powiekami oczu.
- Panie doktorze, co jeszcze muszę panu opowiedzieć o niej?
- Wszystko co zapamiętałeś.
- Opowiedziałem już panu wszystko.
- Dobrze, więc… skoro tak twierdzisz – powiedział i westchnął ciężko –  powiedz mi, czy pogodziłeś się już z tym, że ona odeszła?
- Gdybym się z tym pogodził nie byłoby mnie tutaj.
- Rozumiem… dlaczego nie chcesz pozwolić jej odejść z twojego serca?
- Ponieważ ona jest moim sercem.
- Harry, masz 22 lata… jesteś młody, musisz czerpać z życia ile tylko można… życie jest zbyt krótkie – powiedział mój terapeuta co zmusiło mnie, żeby na niego spojrzeć – wcale nie chodzi mi o narkotyki i alkohol…
- Więc o co panu chodzi?
- Jesteś muzykiem, kochasz muzykę… może powinieneś na nowo skupić się na tym?
- Pan mnie nie rozumie – stwierdziłem cierpko rozczarowany jego postawą.
- Staram się ciebie zrozumieć, ale ty nie pozwalasz mi do siebie dotrzeć… nie słuchasz i nie rozważasz moich słów. Nie ma progresu.
- Więc co mi pan radzi? – spytałem siadając z nogami skrzyżowanymi w kostkach – no? Co mi pan poradzi? … czy stracił pan kiedyś osobę, którą kocha się nad życie? Czy powiedziała panu, że chce odejść? Czy po namiętnie spędzonej nocy, po której powinno być już tylko lepiej, zostawiła pana samego ze swoimi myślami? – wyrzucałem z siebie pytania jak automat piłeczki do tenisa – kochał pan kogoś tak bardzo, że oszalałby pan po stracie tej osoby?
- Nie jestem tu, żeby rozmawiać o mnie, lecz o tobie i twoich problemach – powiedział ucinając temat – więc wciąż, dręczy cię to, że wyszła bez pożegnania?
- Wychodzi na to, że ten seks był pożegnaniem.
- Więc zaczynasz dostrzegać niektóre sprawy?
- Nie.
- Harry…
- Ja to wiedziałem już dużo wcześniej, ale wciąż, nie chcę tego do siebie dopuścić.
- Jest postęp… ale to wciąż nie jest rozwiązaniem problemu.
- Pan również nie pomaga mi rozwiązać tego problemu.
Wyszedłem.

            Znów, widziałem ją, gdy poznaliśmy się po raz pierwszy… w upalny dzień podlewałem z węża ogrodowego kwiaty na ogródku mojej babci -rosły przy niewysokim, gęstym żywopłocie- do czasu, gdy zachciało mi się zrobić tęczę.
Skierowałem strumień wody w górę, w powietrze tak, że rozproszone krople wody poleciały również za ogrodzenie sąsiada tworząc piękny, lecz złudny obraz tęczy… i właśnie wtedy rozległ się dziewczęcy pisk.
- Co to do cholery?! – po chwili sponad żywopłotu wyłoniła się blondynka o niebieskich oczach ubrana tylko w bikini – To ty oblałeś mnie wodą?! – krzyknęła rozzłoszczona, a ja uniosłem wysoko ręce w geście bezbronności.
- Nie chciałem… - szepnąłem obserwując jak robi się czerwona ze złości.
- No i gdzie się gapisz?! – powiedziała zasłaniając piersi, a przecież miała strój kąpielowy na sobie…
Schyliła się po coś i po chwili rzuciła we mnie kremem do opalania.
W ostatniej chwili zrobiłem unik, więc nie trafiła we mnie plastikowym opakowaniem.
- Przepraszam – powiedziałem walcząc z uśmiechem, który wdzierał mi się na usta.
- No i dlaczego śmiejesz się ze mnie, co?! – wściekła się.
- Jestem Harry – mimo jej wściekłości zaryzykowałem i podszedłem do żywopłotu. Wyciągnąłem dłoń w jej stronę, a ona odwróciła się na pięcie i obrażona poszła do domu – fajny tyłek! – krzyknąłem, gdy tylko oddaliła się trochę a w zamian… pozdrowiła mnie środkowym palcem.
Włożyłem słuchawki do uszu i włączyłem muzykę. Z uśmiechem na ustach dalej kontynuowałem podlewanie ogródka z kwiatami mojej babci. Pomyślałem, że ta blondynka chyba zrezygnowała już z dzisiejszego opalania się.
… schyliłem się, by wyrwać ogromny chwast rosnący tuż przy różach, gdy nagle poczułem falę lodowatej wody na mojej głowie i plecach.
Zacząłem prychać jak kot i aż spadłem na tyłek przecierając dłońmi twarz z wody.
- Co jest?! – krzyknąłem i rozejrzałem się.
Blondynka stała z wiadrem w dłoniach i z dumnym uśmiechem na ustach.
- Ty-…! - tak się zdenerwowałem, że aż zacząłem się jąkać z nerwów.
           
Mimo wszystko, uśmiechnąłem się przez łzy i na to wspomnienie. Każde wspomnienie było dla mnie jak upadek z trzeciego piętra i z takim pechem, że nie ginąłem od żadnego upadku od razu… tylko bardzo powoli, czułem jak uchodzi ze mnie życie.
- Harry, ogarnij się… - szepnąłem cicho sam do siebie – nie możesz tak w tym trwać… - dodałem i jęknąłem zwijając się z psychicznego,  a może raczej emocjonalnego bólu...
Nie wiedziałem, że można tak bardzo za kimś tęsknić.
Nie wiedziałem, że można umierać z tęsknoty i, nie wiedziałem, że to jest tak bolesne…
Nie wiedziałem, że ja mogę tak bardzo się zakochać w-… sąsiadce mojej babci.
Co by było… co by było, gdybym wtedy nie poszedł nawodnić ogródka babci? Co by było… gdybym przełożył to na następny dzień? Nie poznałbym jej? Nie cierpiałbym teraz…?
- Nie… Harry, daj już spokój – szepnąłem mocniej ciągnąc się za włosy na głowie – to już musi się skończyć…
Był środek nocy, a ja leżałem w pokoju hotelowym i nie mogłem zasnąć.
Demony przeszłości znów mnie nawiedzały, a ja nie potrafiłem z nimi walczyć. Poddawałem się ich torturom, płakałem i wciąż wyrywałem sobie włosy z głowy.
- Harry, jesteś chory… musisz coś z  tym zrobić – szeptałem to w kółko… raz za razem – musisz coś z tym zrobić, bo oszalejesz do reszty...
Usiadłem na łóżku, po czym podszedłem do okna. Czułem się strasznie ociężały… od wylanych łez. Otworzyłem okno na oścież, a zimne nocne powietrze wdarło się do pokoju hotelowego.
Spojrzałem w dół.
- Pięć pięter to całkiem sporo, nie? – szepnąłem sam do siebie.
Wychyliłem się za okno i rozejrzałem w prawo i w lewo…
- Lilly… - wyszeptałem – Lilly, bawimy się w chowanego? – spytałem trochę głośniej – Moja słodka Lilly… gdzie jesteś?

Boże… ja chyba naprawdę oszalałem.

Stanąłem bosymi stopami na szerokim parapecie, usiadłem i przewiesiłem nogi na zewnątrz budynku.
- Lilly, jeśli zaraz nie wyjdziesz, to wyskoczę z okna… - powiedziałem i roześmiałem się histerycznie.
- Zadzwoń do niej… - usłyszałem szept z głębi pokoju.
- Liam? – spytałem i odwróciłem głowę gwałtownie w stronę pomieszczenia, z którego planowałem wyskoczyć.
- Stary, wejdź do środka i zadzwoń do niej.
- Nie mam do niej numeru – odpowiedziałem ze wzruszeniem ramion – a poza tym, bawimy się w chowanego… tylko, że ja-... jestem już zmęczony tą zabawą.
- Ja mam do niej numer… - wyszeptał Liam podchodząc bliżej.
- CO? – spojrzałem na niego gniewnie.
- Piszę z nią o TOBIE… - powiedział to tak spokojnie, gdy mi do głowy uderzyła wściekłość – poprosiła mnie, żebym ci o tym powiedział, gdybyś sobie z tym wszystkim już nie radził…
- TERAZ MI TO MÓWISZ? – spytałem bliski furii.
- Przepraszam stary... byłem pewny, że poradzisz sobie, że kwestia jeszcze jednego tygodnia i wyjdziesz z tego.

Wszedłem do środka i stanąłem naprzeciwko niego.
W porównaniu do Liama, byłem wychudzony z podkrążonymi oczami od bezsennych nocy, co wyraźnie podkreślało kości policzkowe i lekki obłęd błąkającym się w głębi oczu.

Oh, tak… zauważyłem to.
Zaakceptowałem.

- Zadzwoń do niej… - powiedział podając mi telefon.

Mierzyłem go niepewnym wzrokiem.

- Brałeś dzisiaj leki? – zadał kolejne pytanie, a ja prychnąłem podczas wybierania numeru do niej.
Ręce i nogi zaczęły mi się trząść z przerażenia, gdy usłyszałem sygnał połączenia… nie rozmawiałem z nią przez półtora roku i miałem wrażenie, że serce zaraz wyskoczy mi z klatki piersiowej i eksploduje obrzucając Liama krwią i kawałkami mięśnia sercowego.
- Halo, Liam? – usłyszałem jej zaspany głos – Coś się stało?
- Cześć… - wychrypiałem do telefonu, a po drugiej stronie nagle zapadła cisza. – czy to aż tak przerażające, że słyszysz mój głos? – spytałem nie mogąc powstrzymać się od ironii.
- Boże Harry, nie… tęskniłam za twoim głosem, za tobą... dlaczego trwało to tak długo? Dlaczego nie odezwałeś się wcześniej?
Patrzyłem zdezorientowany przed siebie, na Liama, który stał ze skrzyżowanymi na klatce piersiowej rękami.
Był nazbyt spokojny, co wydało mi się podejrzane.
- Co? – spytałem z niedowierzaniem.
- Dlaczego dopiero teraz do mnie dzwonisz? Dlaczego nie zadzwoniłeś do mnie wcześniej? - powtórzyła.
- CO POWIEDZIAŁAŚ? – powtórzyłem, a ona westchnęła ciężko.
- Harry…? – spytała, a ja pokręciłem z niedowierzaniem głową. – Czy Liam nic ci nie powiedział? Czy-… - nie pozwoliłem jej dokończyć, nie miało już to dla mnie żadnego sensu.
- To już nie ważne… - wyszeptałem pozwalając upaść telefonowi na podłogę.
Patrzyłem z nienawiścią na Liama. – Stary, ostro przegiąłeś…

Podszedłem do okna.

- To jakaś paranoja... - prychnąłem pod nosem nie dowierzając w to, co miało przed chwilą miejsce.



Ostatni głębszy wdech… a on? Wcale nie próbował mnie powstrzymać.



Autor:
NicoleHour

2 komentarze:

  1. Ło kurczę, brzmi interesująco! Na początku nie doczytałam wstępu i nie ogarniałam, o co chodzi, co się stało.
    Ale czyta się cudownie, omg!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. hahahah, a specjalnie umieściłam na samym początku info!!!! ;D

      Cieszę się, że się podoba <3 ;3

      Usuń