wtorek, 19 listopada 2013

07. Liam Payne: marry me, Marry.

*Liam*
Runęła do wody... myślałem, że się wygłupia, ale okazało się, że straciła przytomność.
- Laura? - podpłynąłem bliżej, lecz nie wynurzała się - LAURA? PRZESTAŃ! Nie wygłupiaj się!

To nie były żarty...

Zanurkowałem i próbowałem wyciągnąć ją z wody, ogarnęła mnie panika, gdy ułożyłem ją na zimnych płytkach przy basenie, a ona nie oddychała.
- O Boże... - usłyszałem głos ciotki, gdy lekko oklepywałem ją po twarzy, żeby odzyskała przytomność - Kochanie, idź po insulinę szybko! - krzyknęła do Harolda i odsunęła mnie od Laury.
- Ja nie-...
- Wiem, Liam... to nie jest twoja wina - powiedziała posyłając mi pokrzepiający uśmiech i zaczęła sprawdzać tętno na nadgarstku Laury.

Po chwili przybiegł wujek z jakąś torebeczką, coś na kształt kosmetyczki.
Widziałam jak Harold robi RKO, a ciotka wyjmuje gotową porcję insuliny i robi jej zastrzyk.

Zrobiło mi się słabo na widok igły, więc lekko ogłupiały odsunąłem się na bok i patrzyłem na basen, żeby nie zemdleć jak jakaś baba... cały czas powtarzałem sobie: Liam, jesteś facetem, nie możesz zemdleć... to tylko igła.
Nie do końca wiedziałem co się dalej działo.

- Liam, chodź do środka, żebyś się nie przeziębił - ciotka położyła dłoń na moim ramieniu, gdy ja rozejrzałem się dookoła, wujek niósł Laurę na rękach w stronę domu - Jest nieprzytomna, ale nic jej nie będzie - zapewniła mnie pomagając mi wstać.
Czułem się winny całej tej sytuacji.

Usiedliśmy w kuchni przy stole, a ciotka Claire zrobiła nam gorącej herbaty.
- Dziękuję Haroldzie - powiedziałem, gdy wujek przyniósł mi ręcznik i zarzucił na ramiona.
- Powinieneś wzięć gorącą kąpiel i przebrać się w suche ubrania - powiedział, lecz ja wciąż czułem się zszokowany tym, czego jeszcze chwilę temu byłem świadkiem.
- Jak się czuje Laura? - ciotka Claire była wyjątkowo zmartwiona, lecz Harold położył dłoń na jej ramieniu.
- Nic jej nie będzie, cukier jej za bardzo spadł, ale już jest w porządku, za kilka godzin powinna się obudzić, gdy odpocznie.
Kiwnęła twierdząco głową i uśmiechnęła się delikatnie do niego.

Nigdy nie byłem pozytywnie nastawiony do poprzednich mężów ciotki (miała już dwóch i z obydwoma się rozwiodła), ale tym razem, obserwując jak Harold patrzy na Claire przypuszczałem, że... chyba znalazła swoje miejsce na świecie.

- Dziękuję - powiedział Harold i pocałował ją w skroń - dziękuję, że martwisz się o nią, mimo że nie jest twoją córką.
- Haroldzie - powiedziała twardo Claire - ona jest moją córką.
Uśmiechnąłem się pod nosem.
Zauważyłem jak bardzo "urosło" mu serce od jej słów.
-Dziękuję. - raz jeszcze ucałował ją tym razem w czoło.

- Może zrobimy dzisiaj grilla? - spytała Claire, a ja jedynie kiwnąłem twierdząco głową.
Nie miałem nic przeciwko temu.
- Pomożesz mi, prawda? - spytał Harold z wysoko uniesionymi brwiami.
- Oczywiście.

Po chwili przygotowywaliśmy grilla, rozpaliliśmy ogień i pilnowaliśmy pierwszej porcji smażącego się mięsa.
- Zapewne nie wiesz, dlaczego Laura straciła przytomność - zagaił, a mój żołądek ścisnął się na samo wspomnienie nieprzytomnej dziewczyny, którą wyciągnąłem z basenu.
- Ja naprawdę-...
- Wiem, że to nie twoja wina, nie obwiniaj się.
- W sumie to jest moja wina...
- To znaczy? - spojrzenie Harolda zrobiło się zimne jak lód. Starałem się wytrzymać tą presję i się nie zająknąć.
- Przedrzeźnialiśmy się i przypadkiem wpadliśmy obydwoje do basenu...
- Wiesz... - powiedział niepewnie Harold - Laura jest chora na cukrzycę odkąd skończyła 6 lat.
Przełknąłem ciężko ślinę.
- Nie wiedziałem...
- Wiele osób o tym nie wie - powiedział obracając ze spokojem kawałki mięsa na drugą stronę - wiedzą o tym tylko najbliżsi...
- Wciąż czuję się winny... - mruknąłem cicho.
- Spadł jej cukier i przez to straciła kontakt ze światem - gestykulował rękami i ignorował mnie po części, ale powiedział to tak, jakby mówił o pogodzie "oo... są ciemne, ołowiane chmury... będzie zaraz padać" - mimo to, mam do ciebie prośbę.
- Tak? - spytałem spoglądając dyskretnie na niego z boku stojąc z talerzem, na który ściągał z grilla usmażone mięso.
- Ona lubi miłych facetów, a ty taki jesteś... i z tego co słyszałem masz dziewczynę... więc byłbym ci bardzo wdzięczny, gdybyś nie namieszał mojej córce w głowie - powiedział to takim lodowatym głosem, że aż po plecach przeszły mnie dreszcze. - Chyba obydwaj nie chcemy, żebyś zniszczył życie więcej niż jednej osobie?
- Nie zamierzam namieszać jej w głowie, ani tym bardziej niszczyć komukolwiek życie...

Co miał na myśli mówiąc "więcej niż jednej osobie"? Miał na myśli mnie? Laurę, czy też może moją dziewczynę? A może mnie i Laurę, lub mnie i Sophie? Lub może całą naszą trójkę?

- Cieszę się z tego powodu. Chcę cię prosić również o to, żebyś zachował dla siebie wszystkie informacje o Laurze... - biła od niego czysto ojcowska troska o jego małą córeczkę... lekko przerażające - studiuje wymarzone aktorstwo, jej kariera zaczyna powoli nabierać tempa... NIE CHCĘ, żeby jakikolwiek gwiazdor zepsuł jej życie i marzenia - spojrzał na mnie wymownie - nie teraz kiedy pozwoliłem jej realizować się w tym co kocha najbardziej.
- Rozumiem - powiedziałem trochę głośniej i po chwili po cichutku westchnąłem.

To była naprawdę ciężka rozmowa.
Czułem się tak, jakby ktoś stawiał ściany złotej klatki wokół mnie, by uniemożliwić ucieczkę... czy też odbierał wolność podejmowania decyzji.

- Cieszę się, że rozumiesz... mam nadzieję, że również wyciągniesz z tego odpowiednie wnioski i zastosujesz się do moich rad.
- Haroldzie? - spytałem, bo nie mogłem już dłużej tłumić w sobie tego pytania, które nie dawało mi spokoju od dzisiejszego poranka.
- Tak?
- Czy Laura... - zacząłem niepewnie tak do końca nie wiedząc, czy mogę o to spytać
- No?
- Czy ona... jest twoją córką?
Lodowate spojrzenie męża mojej ciotki-gdyby tylko mogło... to by na pewno już mnie zabiło.
- Oczywiście, że jest moją córką! Skąd tak durne pytanie przyszło ci do głowy?
- Jej oczy...
- Oh... więc o to chodzi - jęknął i przegryzł lekko dolną wargę ust, a oczy zdradzały, że odpłynął gdzieś myślami, w jakieś bardzo przyjemne miejsce - Laura ma heterochromię... czyli różnobarwność tęczówek oczu. Piękne są, czyż nie? - powiedział z totalnym zafascynowaniem i rozmarzeniem.

Laura jest jego oczkiem w głowie... współczuję facetowi, który ją skrzywdzi.


Zamyśliłem się na wspomnienie jej zielono-brązowych oczu z dzisiejszego poranka.
- Jej matka miała zielone oczy? - spytałem przyglądając się jego ciemnobrązowym tęczówkom.
- Tak... heterochromię ma zaledwie 1% populacji ludzkiej, czyli czyni ją to wyjątkową wśród takich szaraczków jak my, nieprawdaż?
- Tak... tak myślę - mruknąłem cicho pod nosem.
- Pewnie zastanawia cię, dlaczego ma obydwoje oczu zielono-brązowych? - kiwnąłem głową twierdząco, by udzielił odpowiedzi na to pytanie - nosi kolorowe soczewki, by nie wyróżniać się zbytnio pośród tłumu... gdy była mała, dzieci w przedszkolu śmiały się z niej i nazywali ją dziwolągiem... zaczęła uważać się za "potwora", ponieważ nie wiedziała, dlaczego ma oczy różnego koloru... gdy tylko podrosła postanowiła nosić soczewki jednego koloru.
- Oh... to smutne... - mruknąłem pod nosem totalnie przygnębiony jej historią.

Tak... to istny demon.

- Dlaczego o mnie rozmawiacie? - usłyszeliśmy lekko zachrypnięty głos Laury, a ja drgnąłem jakby przyłapano mnie na gorącym uczynku.
- Wstała już moja księżniczka? Jak się czujesz? - spytał pogodnie Harold podchodząc do niej i pocałował w czoło z czułością w spojrzeniu.
- Dobrze, dziękuję - odwzajemniła uśmiech, a ja przyglądałem się temu wszystkiemu z pewnej odległości.
Nie chciałem zbliżać się do przestrzeni "ojciec-córka".
- Zjesz coś?
- Chyba się skuszę... - spojrzała na zawartość talerza, który trzymałem.
- Świetnie, usiądź do stołu i częstuj się, póki jest jeszcze ciepłe. - Harold zabrał ode mnie talerz i podstawił Laurze prawie pod sam nos.
Uśmiechnąłem się mimowolnie.
Traktował ją jak szklaną kulkę, która może się w każdej chwili stłuc na miliony kawałeczków.

Tak... to istny demon.  Powtórzyłem sobie w myśli i zacząłem przewracać kolejne kawałki mięsa.

- Liam... próbowałeś już kuchnię Laury? - spytała ciotka Claire, więc przeniosłem wzrok na twarz szatynki, która powoli piła sok pomarańczowy.
- Matko, nie miałam jeszcze czasu niczego przyrządzić - powiedziała Laura, gdy tylko odstawiła szklankę z sokiem na blat stołu.
Znów była pełną wdzięku i gracji młodą damą
- Ma niesamowity talent kucharski... powinieneś kiedyś spróbować dań przyrządzonych przez nią - zachwalała ją ciotka z dumnym uśmiechem.
- Oh, naprawdę? Z przyjemnością spróbuję - posłałem Laurze znaczące spojrzenie.
- Lauro, może miałabyś ochotę zrobić coś pysznego na kolację? - Laura zastygła w bezruchu.
- Oczywiście, matko. - posłała jej sztucznie ciepłe spojrzenie.
- To cudownie - odpowiedziała ucieszona Claire, a mnie aż zdziwiło to, że nie dostrzegła niczego dziwnego w zachowaniu dziewczyny.
Zdziwiło mnie, że ciotka Claire jest tak bardzo... zapatrzona w siebie, że nie dostrzega tego, co się dzieje dookoła niej.
Laura wywróciła oczami, gdy Harold podsunął jej bliżej talerz z mięsem z grilla. Obserwowałem jak porusza ustami wymawiając bezgłośne słowa "no bierz jeszcze.", a Laura tak samo odpowiada mu krótkim "już nie mogę".
Ciotkę Claire strasznie dużo omijało... i nawet nie była tego świadoma... a może była? Kto wie...? chyba tylko ona.

*Laura*
Po dłuższej chwili, gdy odpoczęłam, przebrałam się i wzięłam kluczyki do auta.
- Jadę na zakupy - zadeklarowałam wchodząc do salonu, gdzie wszyscy byli zgromadzeni.
- Pomóc ci z zakupami? - spytał Liam, a ja skrzywiłam się lekko na samą myśl o tym, że musiałabym spędzić z nim czas sam na sam.
- Nie, dziękuję. Poradzę sobie.
- Laura, może powinien z tobą pojechać? Sprawdzałaś poziom cukru?
- Tak, jest w porządku, nie martw się.
- Pojadę z tobą - zaoferował się Liam, więc wzięłam trochę więcej powietrza do płuc.
Ledwo powstrzymywałam wybuch złości, który kumulował się we mnie z coraz większą siłą.
- Nie ma takiej potrzeby, w końcu przyjechałeś tu wypocząć - powiedziałam siląc się na uprzejmy ton - dam sobie radę, bez obaw - powiedziałam i odwróciłam się na pięcie, by ruszyć w stronę drzwi. - Mam przy sobie telefon, gdybyście czegoś potrzebowali. - nasunęłam ciemne przeciwsłoneczne okulary na oczy i wyszłam.

W sklepie rozglądałam się za bardzo dobrej jakości łososiem, którego zamierzałam zapiec w sosie śmietanowym, podać z warzywami w słodko-kwaśnym sosie i zieleniną.
Tak. To będzie doskonałe danie na kolację.
Wybrałam też dobre, czerwone wytrawne wino.

Wyszłam ze sklepu z ogromnymi torbami zakupów i rachunkiem, lecz skorzystałam z karty ojca. Wpakowałam wszystko do bagażnika samochodu i po chwili ruszyłam do domu.

- Nie było cię prawie trzy i pół godziny - macocha stała z dłońmi opartymi o biodra, podczas gdy ja, wnosiłam torby z zakupami do domu - zaczynałam się martwić.
- Oh, robiłam tylko zakupy na tak jak chciałaś: cudowną kolację. Musisz mi to wybaczyć. - odpowiedziałam słodkim głosem i z niewinnym uśmiechem na ustach, choć wypowiedź była przesycona ironią.
 Minęłam Liama.

Oops... chyba to usłyszał.

- Pomóc ci z zakupami?
- Nie. - odpowiedziałam krótko, a po chwili zauważyłam, że pomimo mojej dezaprobaty wnosi zakupy do kuchni.
- Nie będę się już ciebie pytał o pozwolenie, bo wiem, że i tak zawsze na wszystko usłyszę "nie" - powiedział blokując przejście.
- Twoja sprawa - syknęłam cicho ze zmrużonymi złowrogo oczami.
- Lauro... dlaczego tak się zachowujesz wobec mnie?
- Co proszę? - uniosłam wysoko brwi.
- Dobrze usłyszałaś.
- Wiesz, to ja tonęłam. Nie ty. - odpowiedziałam lodowatym tonem, a on cały zdrętwiał na moment - Oh... - powiedziałam słodkim głosem.

Już znam twoją słabość, Payne.

- Jeśli potrzebujesz w czymś pomocy, wystarczy, że poprosisz.
- SŁUCHAM? Nigdy nie poproszę żadnego mężczyzny o pomoc.
- Chodzi mi o to, że gdy nie będziesz potrafiła czegoś zrobić, to wystarczy poprosić kogoś innego.
- Uwierz, że daję sobie radę sama.
- Laura, ja-... - nie dokończył, bo przerwałam mu gestem ręki.
- Dość. - ucięłam krótko, a on złapał mnie za rękę i pocałował wierzch dłoni.
- Na mnie możesz polegać - powiedział szeptem, lecz ja wyrwałam swoją dłoń z jego uścisku i przecisnęłam się obok niego po resztę zakupów.
- ... w twoich najgorszych snach, Payne. - warknęłam rozzłoszczona biorąc ostatnią torbę z zakupami i zamykając z trzaskiem klapę bagażnika samochodu - gentleman od siedmiu boleści...

Na kolację przygotowałam tego łososia tak jak wcześniej wspominałam.
- Dziękujemy - powiedzieli wszyscy po skończonym posiłku, a ja uśmiechnęłam się delikatnie.
- Proszę bardzo - odpowiedziałam i zaczęłam zbierać naczynia wynosząc je do kuchni.
Tym razem nie sprzeczałam się z Liamem o to, że pomagał mi znosić wszystko z powrotem do kuchni.
- No proszę, jednak potrafisz jadalnie gotować.
- Smakowało? - spytałam z wysoko uniesionymi brwiami, choć doskonale znałam odpowiedź.
- Ku mojemu zdziwieniu było bardzo dobre... ta ryba dosłownie rozpływała się w ustach.
- Dobra, dobraa... już mi tak nie schlebiaj.
- Nie schlebiam... mówię tylko prawdę.
- Ok, ok - rzuciłam na odchodne opłukując naczynia i wkładając je do zmywarki - dlaczego tak mi się przyglądasz uważnie?
- Nie widać, że masz soczewki... - walnął prosto z mostu, a ja aż musiałam się oprzeć dłońmi o zlew, by nie zrobić facepalm mokrą od wody ręką.
- Tak bardzo cię to nurtuje? Nie widziałeś nigdy czegoś takiego, co? - spytałam posyłając mu przenikliwe spojrzenie - nigdy nie widziałeś potwora, prawda?
- Nie jesteś potworem... - powiedział cicho i podszedł bliżej przytulając mnie jednym ramieniem, a dłonią drugiej ręki pogłaskał po włosach - byłem w szoku, nie wiedziałem, że masz tak piękne oczy.
- Odsuń się ode mnie, Payne - warknęłam ostrzegawczo już rozzłoszczona, a on westchnął ciężko.
- Tak, taak... już się robi - odpowiedział puszczając mnie i odsuwając się na krok.

Po krótkiej chwili usiadł na blacie obserwując jak robię porządek w kuchni.

- Czy mogłabyś zdjąć soczewki dla mnie? - spytał, a ja spojrzałam na niego nie dowierzając w to, co słyszę.

1 komentarz:

  1. Smutne trochę, że Laura tak wszystkich odrzuca i jest tak zimną suką :c

    OdpowiedzUsuń