środa, 25 września 2013

01. Laura vs. Harry Styles.

Wprowadziłam się na mieszkanie tydzień przed rozpoczęciem roku akademickiego, żeby "lepiej zapoznać się z miastem". Oh, jak to pięknie brzmi.
- Nie... - jęknęłam nakrywając głowę poduszką. Budzik nastawiony na 7:30 rano wydzierał się chyba na całe mieszkanie. - Nie chcę... - zaczęłam szukać telefonu, który okazał się leżeć pod łóżkiem.
Jak się tam znalazł? Nie wiem.

- Boże, jaki ten dzień jest nudny. - przeciągnęłam się i ziewnęłam.
Mimo, że minęło już kilka dni, jeszcze nie rozpakowałam wszystkich rzeczy.
 Skrzywiłam się na myśl, że w mojej szafie górowały sukienki i byłam skazana na ubranie jednej z nich i dziś.
Założyłam więc kremową sukienkę, buty na koturnach i na głowę kapelusz z rondem, pod który jedynie schowałam większość włosów tak, że wyglądały jak upięte.

- SHOPPING TIME! - powiedziałam do swojego odbicia w lustrze i posłałam sobie buziaka, po czym wyszłam zamykając za sobą mieszkanie na klucz.

Oh, już od bardzo dawna tak dużo nie chodziłam po sklepach, ale pomimo to, nie czułam zbyt dużego zmęczenia. Uwielbiałam zakupy.
Oh, Ty zakupoholiczko... to ostatni sklep.

Musiałam przejść przez dział męski, zapatrzyłam się i wpadłam na kogoś tak, że kapelusz spadł mi z głowy, a włosy opadły na ramiona i plecy.
- Oh, przepraszam. - usłyszałam męski głos, gdy od razu schyliłam się po kapelusz.
- Dzięki za pomoc. - bąknęłam z pogardą pod nosem, otrzepałam kapelusz, wyprostowałam się i spojrzałam na winowajcę.
Lekko kręcone ciemne włosy, zielone oczy i wysoko uniesione brwi w zdziwieniu.

Panie i panowie... przede mną stoi oto właśnie Harry Styles.
 Jedyny członek zespołu One Direction, za którym nie przepadam.

- O co ci chodzi? - spytał, a ja uniosłam wysoko brwi.
- O co ci chodzi? - odpowiedziałam tym samym pytaniem na jego pytanie.
- Co?
- Eh?
- No przestań.
- No co? - zirytowałam się w końcu, ale mimo to uśmiechnęłam się, by nie parsknąć śmiechem.
Głupia sytuacja.
Nie znam go, a już na wstępie traktuję go jak zwykłą szmatę.

Lauro... to idol i miłość WIELU tysięcy -o ile nie milionów- dziewczyn i chłopaków... będziesz mieć poważne problemy, jak się o tym dowiedzą.

Odwróciłam się do niego bokiem i już miałam odejść, gdy on zaśmiał się cicho.
- Chcesz zrobić sobie ze mną zdjęcie, tak? - spytał uśmiechając się lekko.
Otworzyłam szeroko oczy z niedowierzania.
- Coś ty powiedział? - zamrugałam kilkakrotnie.
- Celowo na mnie wpadłaś, prawda? - powtórzył podchodząc bliżej mnie.

Styles, stoisz stanowczo za blisko.

- Nie prawda. To był czysty przypadek. - odpowiedziałam mrużąc złowrogo oczy.
- Nie ładnie jest kłamać... - czułam jego ciepły oddech na twarzy. Był znacznie wyższy ode mnie.
- Nie kłamię. - wysyczałam przez zęby.
- Oh, nie masz się czego wstydzić. - powiedział z przyjaznym uśmiechem - Wystarczy poprosić.
- NO CHYBA ŚNISZ. - powiedziałam ostrzejszym tonem, a on zamarł na moment - Poza tym, naruszasz moją strefę osobistą. Odsuń się, albo zacznę krzyczeć, że mnie molestujesz. - dodałam ciszej i uśmiechając się podle do niego.
- Nie zrobisz tego...? - szepnął, a ja rozejrzałam się dookoła.
- Oh, założymy się? Kocham zakłady, ponieważ  je wygrywam.
Zawahał się na moment. Na jego usta wpełzł dziwny uśmiech, a w jego oczach dostrzegłam niebezpieczny błysk.
Cofnęłam się o krok, a gdy zrobił krok w moją stronę... podjęłam kolejne dwa z tył, aż wpadłam plecami na wieszak z ubraniami.
- Co się stało? Boisz się? - wyszeptał - Chcesz mnie? - ściszył jeszcze bardziej głos.
- Wpakowałeś się właśnie w niezłe gówno. - szepnęłam robiąc mega przestraszoną minę.
- Serio? - spytał zaczepnie i nawinął na swój palec kosmyk moich ciemnych włosów.

Po chwili oczy zaszły mi łzami, zaczęłam się lekko trząść "ze strachu", więc zaczerpnęłam więcej powietrza i zaczęłam piszczeć na cały sklep.

Mina pana Styles'a? BEZCENNA.

- Pomocy!!! - krzyknęłam płaczliwym głosem wciskając się jeszcze bardziej między wieszaki, a w naszą stronę od razu ruszyła ekspedientka wraz z ochroniarzem.
Zanim nas zobaczyli opuściłam jedno ramiączko sukienki.
- Co się dzieje? - spytała kobieta i zasłoniła dłonią usta, gdy spojrzałam na nią błagalnie. - Proszę się od niej odsunąć! - krzyknęła, a ochroniarz od razu wziął  Harrego za ubrania i odciągnął na bok.
- To nieporozumienie! - krzyknął Harry i patrzył na mnie z niedowierzaniem, gdy ja zaczęłam płakać.
- On mnie dotykał... - załkałam kobiecie w ramię.
- CO?!
- Zgłoszę to na policję. - powiedziała oficjalnym tonem kobieta, a ja pokręciłam przecząco głową.
- Nie... proszę się nie kłopotać... - jęknęłam zaciskając mocniej mocniej dłonie na jej przedramieniu. - Nie chcę mieć nieprzyjemności... po prostu, ja już stąd pójdę. I-... - bez słowa, szybkim krokiem ruszyłam do wyjścia, uśmiechnęłam się tryumfalnie do Harrego i po chwili znów przybrałam postawę "zranionej sarenki".

Poczekałam koło KFC na niego, miałam nadzieję, że za chwilę wypadnie jak burza z tego sklepu i wcale nie musiałam na niego długo czekać.

- Cześć panie-zboczeńcu-molestujący-dziewczyny-w-sklepie-odzieżowym... jak tam? Wytłumaczyłeś się im? - spytałam z dumnym uśmiechem, gdy on mierzył mnie wściekłym wzrokiem.
Minął mnie bez słowa idąc dość szybko.
- Styles. - krzyknęłam za nim po nazwisku, a kilka par oczu spojrzało to na mnie to na niego.
Zatrzymał się i pogroził mi palcem.

Teraz to ja pakuję się w niezłe gówno zadzierając z nim.
 - EJ, PATRZCIE! TO HARRY STYLES!!! - wydarłam się i wskazałam na Harrego.
Nagle znikąd zrobił się wokół niego całkiem łady tłum piszczących dziewczyn żebrzących o zdjęcie, przytulenie czy autograf... lub też wszystko razem.

Zaczęłam iść w przeciwnym kierunku z dłońmi splecionymi za plecami.

Mimo, że zbyt wiele rzeczy dzisiaj nie kupiłam, to wróciłam całkiem zadowolona do swojego mieszkania.
Na obiad zamówiłam pizzę pepperoni.

A na wieczór planowałam kolejny podbój Londynu w nowych ubraniach i co najważniejsze - wcale nie w sukience.


***


Weszłam do jednego z klubów, gdzie było pełno ludzi, alkoholu, dymu papierosowego i głośnej muzyki.
- Cześć. - usłyszałam przechodząc przez tłum i ucisk czyjejś dłoni na moim nadgarstku.
Przecież nikogo tu nie znam.
Szarpnęłam ręką z dość dużą energią, aby strącić czyjąś rękę, lecz ta nie puściła.
Spojrzałam za siebie i ujrzałam jakiegoś typa po trzydziestce.
- Spierdalaj. - powiedziałam z mordem w oczach. -- Łapy przy sobie, oblechu.
- Co powiedziałaś? - powiedział głośniej i mocniej zaciskając dłoń na moim nadgarstku.
To boli.
Skrzywiłam się lekko.
- Powiedziałam ci grzecznie, żebyś sobie poszedł. - powiedziałam zaciskając mocno szczęki. - Aa... i tak. Nazwałam cię "oblechem", skrót od "obleśny".
- Chcesz się zabawić? - śmierdziało od niego alkoholem.
- Na pewno nie z tobą. - warknęłam zła - PUŚĆ DO CHOLERY! - krzyknęłam i jakby wybawienie spadło z nieba.
- Puść ją. Ona jest ze mną. - usłyszałam znów ten zachrypnięty, charakterystyczny głos i prawdopodobnie jego dłoń chwyciła mnie w talii odciągając do tyłu.
Gość puścił mój nadgarstek i z rękami uniesionymi do góry w geście poddania wycofywał się w tył.
- Sorry.

Spojrzałam na mój nadgarstek.
- Oh... - jęknęłam przyglądając się śladom palców. - Będą siniaki. - stwierdziłam i westchnęłam ciężko.
- Wszystko w porządku?
- Dzię-... - chciałam podziękować swojemu wybawcy, ale gdy spojrzałam na niego... zrezygnowałam z tej myśli - Oh, to znowu ty. - powiedziałam z rozczarowaniem.
- Co to miało znaczyć "to znowu ty", CO? - spytał marszcząc brwi. - Ja cię ratuję z opresji, a ty, co? Nawet mi nie podziękujesz?
- CHYBA ŚNISZ. - powtórzyłam. - Jestem za trzeźwa, żeby ci podziękować. - dodałam wywracając teatralnie oczami i ruszyłam w stronę baru.
Usiadłam na wysokim krześle i zamówiłam pierwszą kolejkę.
- Gdzie twoja urocza sukienka? - przedrzeźniał się ze mną.
- Myślisz, że nie wyczuwam tej ironii? - spojrzałam na niego. Przyglądał mi się. - Jeszcze raz poproszę. - powiedziałam do barmana, a on jedynie skinął głową.
- Dla mnie to samo... - mruknął, a ja zaśmiałam się pod nosem.- Nie będziesz sama pić... tak w ogóle to ile ty masz lat? Jesteś pełnoletnia?
- Kpisz sobie? Mam 15 lat. - powiedziałam oburzona zakładając nogę na nogę i krzyżując ręce na klatce piersiowej. Poczekałam aż wypije swoją kolejkę i zamówi kolejną. - Jestem pełnoletnia, bez obaw.
- A-...
- No to zdrówko! - powiedziałam unosząc kieliszek do ust.
- Nie pij tak szybko... - powiedział krzywiąc się po drugim.
Uśmiechnęłam się pod nosem widząc jak wstrząsnął nim dreszcz.
- No tak... - przytaknęłam udając, że zastanawiam się nad tym - Jeszcze raz, proszę.

Po siódmej kolejce odciągnął mnie siłą od baru.
- W takim tempie upijesz nas obydwoje. - szepnął prowadząc przed sobą i zatrzymał wśród ludzi.
Spojrzał czule w oczy.
- Pieprz się, Styles. - warknęłam.
- Ej! Może mam jeszcze płacić za ciebie?! - wybuchnęłam śmiechem. - BOŻE... jak ja jej nienawidzę!

Zniknęłam w damskiej toalecie i usiadłam obok umywalek machając na przemian nogami i rozglądając się dookoła.
Dopiero zaczynałam czuć wypitą ilość alkoholu.
Zaczęłam się śmiać sama do siebie i przegryzać dolną wargę.

Bój się, panie Styles... nikogo tak nienawidziłam jak ciebie.

Zeskoczyłam, przejrzałam się w lustrze, poprawiłam makijaż i dumnie wyszłam z łazienki... to dopiero początek.

- Styles... nie jesteś sobą... to przez ten alkohol tak ci odbija... - mówił cicho sam do siebie stojąc przy filarze w cieniu i sącząc drinka.
Zaszłam go od tyłu tak, że mnie nie zauważył.

Westchnęłam cicho i czułam przypływ nowej energii, by mu dokuczyć jeszcze trochę.

Pewnie i tak nigdy więcej się nie spotkamy, więc...?

1 komentarz:

  1. Absolutnie totalnie pokochałam Laure, wydaje mi się świetna postacią, nietuzinkową i z pazurem. Podoba mi się jej podejście do Harrego, nie lubi go i mu dokucza. Akcja z udawaniem, że ją molestuje była przekomiczna, a z Laury jak widać niezła żmija.
    Zastanawia mnie tylko ja przeciętna dziewczyna mogła spotkać w tak krótkim czasie aż dwa razy wielką mega gwiazdę muzyki pop?:D
    Musi mieć obłędne szczęście w takim razie!
    Jestem ciekawa jak potoczą się dalej losy bohaterki i z kim los ja połączy w przyszłości!

    OdpowiedzUsuń